niedziela, 25 stycznia 2015

Rozdział 21



- Cześć – usłyszałam tuż przy uchu, przetarłam oczy i spojrzałam w górę. Bartek uśmiechał się do mnie, odwzajemniłam uśmiech i zaraz potem Kurek mnie pocałował. – Wiesz jak długo na to czekałem? – zaśmiał się.
- Trzy miesiące – mruknęłam zamykając oczy i przytulając się do niego. Byłam strasznie śpiąca, a to że mały mnie wcześniej nie obudził to był cud.
- Wiesz co?! Psujesz taką romantyczną chwilę, a ja tu obiad przygotowałem – momentalnie się rozbudziłam. Bartek i kuchnia? Nie to zdecydowanie złe połączenie! Bartek nie potrafi gotować, raz się przede mną popisał jak wyjechaliśmy w góry.
- Co? – spytałam i od razu zaczęłam wąchać czy aby na pewno nie śmierdzi w mieszkaniu dymem. – Kuchnia cała?
- Tak! Zamówiłem nam spaghetti – wyszczerzył się i znów mnie pocałował. Czułam, że policzki zaczynają mnie piec ale teraz mi to nie przeszkadzało bo w końcu byliśmy parą. Chyba. – Masz! – podał mi talerz a potem widelec. Usiadłam wygodniej i zaczęłam jeść.
- Która jest właściwie godzina?
- Dochodzi szesnasta – odpowiedział przy okazji brudząc się sosem. Zaśmiałam się.
- A mały nie płakał?
- Dałem mu butelkę i śpi. Smakuje ci?
- Yhym – odpowiedziałam.
- Rodzice mają niedługo przyjechać, gdzieś za godzinę.
- Co?!
- Ciii!
- Czemu mnie nie obudziłeś?! Przecież trzeba posprzątać, coś ugotować …
- No chciałem cię obudzić ale mama powiedziała, że nam coś przywiezie to sobie myślę czemu nie. Przynajmniej przez kilka dni nie będziesz stała przy garach. – Uśmiechnął się. Pokiwałam głową z politowaniem, Kurek i jego pomysły.
Bartek zaczął coś opowiadać o swojej mamie i Kubie ale ja się kompletnie wyłączyłam. Zaczęłam się zastanawiać co robi moja mama i ojciec. Ten to pewnie znów jest zawalony robotą. Nie mogę przestać myśleć o jego ostatnim telefonie, który odebrał Bartek. On nie chce, żebym z nimi rozmawiała ale ja chyba tak nie potrafię. Coraz częściej łapię się na tym, że o nich myślę. A jak ojciec dzwonił, żeby się pogodzić a nie po to aby zobaczyć się z babcią. Właśnie! Babcia! Miałam ją odwiedzić, przez to całe zamieszanie z porwaniem kompletnie wyleciało mi z głowy.
- Halo! Pola! – Bartek machnął mi dłonią przed twarzą. – W ogóle mnie nie słuchasz! O czym tak myślisz?
- O moich rodzicach i babci – odpowiedziałam i zauważyłam, że się skrzywił. Wiedziałam!
- Znasz moje zdanie na ten temat. Nie powinnaś się z nimi kontaktować.
- Ale to moi rodzice!
- Wyrzucili cię z domu jak ich potrzebowałaś!
- Wiem! Ale i tak tęsknię za nimi nie widziałam ich prawie rok. A ty? Co byś zrobił na moim miejscu? – spytałam, odłożyłam talerz i wstałam do małego bo zaczął płakać. Chyba byliśmy trochę za głośno.
- Ja nigdy bym się już do nich nie odezwał. Nie po czymś takim…
- Nie rozumiesz, że w końcu któraś ze stron wyciągnie rękę, żeby się pogodzić? – zaczęłam przewijać Kacpra. Poczułam, że policzki mam mokre od łez, szybko otarłam je wierzchem dłoni, żeby Bartek nie widział.
- Dobra, rozumiem – powiedział i poczułam jak jego ręce oplatają się wokół mojej talii i jak kładzie sobie głowę na moim ramieniu, a potem całuje w szyję. – Nie kłóćmy się ok? Jeśli chcesz to zabiorę cię do nich ale nie obiecuję, że będę dla nich miły.
- Możesz się postarać chociaż – mruknęłam.
Jak Bartek obiecał tak i zrobił. W niedzielę udało mu się wziąć wolne, nie wiem jak to załatwił po tym jak tyle opuszczał treningów ale nie wyjaśniał mi tego a ja nie dopytywałam się. Z samego rana wyjechaliśmy z domu, jechaliśmy kilka godzin i podróż minęła nam raczej w ciszy. Wiem, że Kurek jest na mnie zły ale co poradzę? Jestem pewna, że on na moim miejscu postąpiłby tak samo. Chcę się po prostu przekonać, że nie zmienili zdania. Jeżeli ponownie każą mi się wynosić więcej nie wrócę.
Bartek zaparkował przed domem. Odpięłam pasy i zauważyłam, że patrzy na mnie przez lusterko.
- Jesteś pewna, że chcesz tam iść sama? – spytał.
- Tak. Nie wiem jak zareagują na Kacperka. – Odpowiedziałam, posłałam mu ciepły uśmiech i wyszłam z samochodu. Drzwi od domu się otworzyły i stanęła w nich moja matka, od razu usłyszałam w głowie jej ostatnie zdania skierowane pod moim adresem „Moja córka jest zwykłą dziwką!” Przełknęłam ślinę próbując pozbyć się guli w gardle ale nic nie pomogło. Podeszłam bliżej.
- Co ty tutaj robisz? – spytała zamykając drzwi, zeszła ze schodków poprawiając szal na swoich ramionach. – Jak śmiesz tak po prostu przyjeżdżać tu po tym wszystkim co zrobiłaś?
- Chciałam…
- Nie obchodzi mnie co chciałaś! – syknęła. – Wystawiłaś nas na pośmiewisko! Teraz przyjeżdżasz bo cię ten facet wyrzucił z domu, tak? Jak ojciec do ciebie dzwonił w sprawie urodzin babci to nie chciałaś z nim rozmawiać! – zaczynała krzyczeć.
- Nie ja odebrałam telefon, poza tym nie przyjechałam prosić Was o pomoc – przerwałam jej. Usłyszałam, że Bartek wysiadł z samochodu ale się nie odwracałam. – Myślałam, że możemy się pogodzić ale widzę, że byłam w błędzie. Obiecuję ci że więcej tu nie przyjadę.
- I bardzo dobrze, ojciec i ja nie chcemy cię tutaj! Ani ciebie ani twojego dziecka.
- To Wasz wnuk! Ale spokojnie nie zobaczycie go – odpowiedziałam jej ze łzami w oczach. Drzwi od domu ponownie się otworzyły i tym razem wyszedł do nas ojciec.
- Co ona tu robi? – spytał patrząc na mnie.
- Spokojnie już sobie jedziemy – odpowiedziałam. – Do widzenia! – odwróciłam się na pięcie i wróciłam do samochodu. Bartek jeszcze chwilę stał po czym szybko wsiadł do samochodu i wróciliśmy do domu. Przez całą drogę płakałam ale nie chciałam, żeby się gdzieś zatrzymywał. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w naszym mieszkaniu.
Wieczorem kiedy już Kacper spał, siedzieliśmy z Bartkiem w salonie. Już nie płakałam. Znów ich znienawidziłam. Jedyna osoba na której mogę teraz polegać to Bartek. Odechciało mi się nawet odwiedzać babcię. Możliwe, że rodzice już jej coś naopowiadali. Nawet nie poczułam kiedy Bartek mnie podniósł i położył na łóżku przykrywając kocem.
Przez kilka kolejnych dni dziwnie się czułam, Bartek próbował mnie rozśmieszać co zazwyczaj mu się udawało. Kiedy tylko nie był na treningu próbował tak mnie czymś zajmować, żebym nie miała czasu myśleć o tej wizycie.
 Kacperek rósł nam jak na drożdżach i cały czas był naszym oczkiem w głowie więc kiedy przyszedł czas, że Bartek musiał jechać na pierwsze w tym roku zgrupowanie w Spale nie mógł się z nim rozstać mimo iż miałam go tam zawieść, właściwie to Bartek kierował w jedną stronę ja miałam wracać. Przez całą drogę żartowaliśmy, śmialiśmy się i śpiewaliśmy. Mały spał w foteliku z tyłu i chyba mu to nie przeszkadzało, zupełnie jak Bartkowi jak zaśnie to już trudno go obudzić. Gdzieś w połowie drogi samochód zaczął zwalniać.
- Co jest? – spytałam spoglądając na niego.
- Nie wiem – odpowiedział. Zjechał na pobocze, zaciągnął ręczny, wyszedł z samochodu i zaczął obchodzić go dookoła. Spojrzałam na Kacpra i sama wyszłam do niego.
- I co? – spytałam, podeszłam do niego.
- Chyba nic – wzruszył ramionami.
- To jedziemy dalej.
- Poczekaj! – powiedział łapiąc mnie za ramię i obracając do siebie. Zaśmiałam się.
- Coo? – Bartek sięgnął ręką do kieszeni spodni, najpierw do jednej potem do drugiej.
- Kurde, przecież brałem! – mruknął. Zmarszczyłam brwi. Kurek poszedł do samochodu, po chwili wrócił z wielkim bananem na twarzy. Pocałował mnie i mocno przytulił. – Kocham cię Pola wiesz?
- Ja ciebie też Bartuś ale o co chodzi?
- Zostaniesz moją żoną? – spytał wyjmując kwadratowe czerwone pudełeczko, które po chwili otworzył. Zakryłam usta ręką i zamrugałam parę razy. Spojrzałam na niego, denerwował się.
- Tak! – pisnęłam rzucając mu się na szyję. Znów się pocałowaliśmy. Kilka sekund później zostałam odstawiona na ziemię. Bartek spojrzał na pudełeczko z zamiarem wyjęcia w niego pierścionka.
- Gdzie on jest? – spytał rozglądając się wkoło. Spojrzałam na niego i zaczęłam się śmiać.
- Zgubiłeś pierścionek?
- Nie śmiej się tylko pomóż mi szukać! – powiedział zaglądając pod samochód. Opanowałam się po kilku sekundach i rozejrzałam się. Przecież daleko nie mógł upaść. – O! Jest! – obejrzałam się. Kurek podszedł do mnie i chwycił moją dłoń, na której po chwili pojawił się śliczny pierścionek zaręczynowy. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Jest piękny! – Stanęłam na palce i pocałowałam go. – Dobra jedziemy bo się spóźnisz – powiedziałam kiedy się od siebie oderwaliśmy. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy.
- Co powiesz na październik? – spytał po chwili.
- Przyszłego roku?
- Nie, jeszcze w tym – zatkało mnie trochę.
- Sama mam wszystko przygotować?
- Pomoże ci moja mama – uśmiechnął się. – Wiedziała, że się zgodzisz. Już pewnie ma gotową listę gości – zaśmiał się.
Powrót do domu bardzo mi się dłużył ale byłam taka szczęśliwa! Już za jakieś pół roku zostanę żoną Bartka! W życiu nie pomyślałabym, że tak się wszystko potoczy, patrząc na to jak zaczęła się nasza znajomość. W końcu dojechałam pod nasz blok i weszłam do środka. Położyłam Małego do łóżeczka i szybko poszłam do sąsiadki po Felka. Wróciłam i chwyciłam za telefon, wybrałam numer Bartka i zadzwoniłam od niego, żeby oznajmić iż jesteśmy cali i zdrowi i już w domu.
Przez kolejne kilka tygodni razem z mamą Bartka planowałam nasz ślub oraz chrzest Kacpra. Po takim czasie jaki spędziłam z panią Kurek mogłam powiedzieć, że ją uwielbiam. Tym bardziej, że już po kilku dniach kazała się nazywać mamą.
Kiedy skończyła się Liga Światowa i Bartek przyjechał na kilka dni do domu, prawie wszystko było gotowe. Mieliśmy już wynajętą salę, data w kościele i lista gości ustalona brakowało tylko sukni ślubnej dla mnie i garnituru dla Bartka.
- Cześć! – Bartek pocałował mnie i kucnął obok kanapy gdzie siedziałam z Kacprem i Felkiem. – Cześć młody! – przywitał się z synem.
- Hej – odpowiedziałam z uśmiechem. – Wiesz, że już wszystko mamy prawie gotowe!
- Serio? To pokazuj suknie!
- Jeszcze jej nie kupiłam. Ale nawet jak kupię to ci nie pokarzę, to przynosi pecha!         
                                                       ***
Ubrana w prześliczną suknię szłam do ołtarza prowadzona przez mojego ojca chrzestnego. Razem z Bartkiem postanowiliśmy mimo wszystko wysłać zaproszenie do moich rodziców ale i tak nie przyszli. Przy ołtarzu czekał na mnie Bartek ubrany w czarny garnitur gdy tylko nasze spojrzenia się zetknęły uśmiechnęliśmy się do siebie. Chrzestny podał moją rękę Kurkowi i obróciliśmy się do ołtarza.
Po złożeniu przysięgi małżeńskiej, mama Bartka przyniosła do nas Kacpra, żebyśmy go ochrzcili. Nawet nie zapłakał kiedy ksiądz polał mu wodę na czoło.
W końcu wyszliśmy z kościoła przed którym zostaliśmy obsypani ryżem, przyjęliśmy życzenia i prezenty i mogliśmy udać się razem ze wszystkimi do sali.
                                                       ***
Było już dobrze po dwunastej kiedy wyszłam na balkon, żeby trochę odsapnąć. Koledzy Bartka ciągle ze mną tańczyli i po prostu musiałam im uciec, chociaż na pięć minut.
- Tu się schowałaś – usłyszałam za plecami. Odwróciłam się do Bartka i uśmiechnęłam.
- Musiałam im uciec, już nie mam siły dalej tańczyć – zaśmiałam się przytulając do niego.
- Chcesz to możemy całkiem zwiać z wesela – zaśmialiśmy się.
- Tak to dobry pomysł – uniosłam lekko głowę do góry i spojrzałam mu w oczy, dzięki szpilkom byłam trochę wyższa. – Kocham cię Bartuś – uśmiechnęłam się.
- Ja też cię kocham Pola – odpowiedział i pocałowaliśmy się. Nigdy nie pomyślałabym, że w ciągu tego roku tak wiele się wydarzy. Że urodzę dziecko i wyjdę za mąż za jednego z najlepszych polskich siatkarzy. Nie licząc małych wyjątków to był chyba najszczęśliwszy rok w całym moim życiu. Mam cudownego męża i syna no i mojej przyjaciółce udało się przylecieć na mój ślub i być druhną.
- Pomyślałbyś, że to będzie taki rok? – spytałam kiedy się od siebie oderwaliśmy.
- Nie – zaśmiał się. – Ale to był najlepszy rok w całym moim życiu! – powiedział i znów mnie pocałował. 


***
Witam po raz ostatni! Dziękuję wszystkim tym którzy komentowali i tym którzy siedzieli cicho :D. Nie sądziłam, że ta historia tak wam się spodoba. Jeszcze raz bardzo Wam wszystkim dziękuję!