poniedziałek, 15 grudnia 2014

Rozdział 19



- Och, przymknij się! – warknęłam patrząc na dziecko na tylnym siedzeniu przez lusterko. Pogłośniłam radio i przycisnęłam pedał gazu. Jeszcze dziesięć minut i będę w domu wtedy może ten bachor się zamknie. Próbowałam wsłuchać się w słowa jakiejś smętnej piosenki i nie zwracać na niego uwagi ale po prostu się nie dało. W końcu znalazłam się pod domem bruneta. Zaparkowałam przed bramą i zgasiłam samochód. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i obeszłam auto by wyjąć dziecko. – No już malutki, zaraz coś damy ci do jedzenia. – Zamknęłam samochód i ruszyłam w stronę domu. – Jestem! – krzyknęłam przekraczając próg.
- Okej! – usłyszałam głos Pawła z salonu. Od razu się tam skierowałam, mały znów zaczął płakać. Położyłam go na kanapie i zaczęłam zdejmować kurtkę. Paweł patrzył to na mnie to na dziecko.- Czyje ono jest? – spytał w końcu.
- Moje – wzruszyłam ramionami i zawróciłam się żeby odwiesić kurtkę i zdjąć buty.
- Jak to twoje? – spytał idąc za mną. – Skąd je wzięłaś?! – podniósł głos.
- Jest moje, zrozumiałeś?! – powiedziałam i ruszyłam do salonu, rozebrałam go z kurtki. – Trzeba dać mu coś do jedzenia.
- Co? – spytał stając nade mną.
- Mleko! Jedź do sklepu! Kluczyki są w torebce w korytarzu … I kup jeszcze pampersy i takie tam! – krzyknęłam jeszcze za nim.
Teraz to już na pewno ją zostawi! Był z nią tylko ze względu na tego bękarta, teraz jak go nie ma to i ten brunetki się szybko pozbędzie a wtedy znów przyjdzie do mnie. Zawsze przychodził.
Pół godziny później Paweł już karmił dzieciaka.
- Wiesz, że zaczną go szukać – powiedział spoglądając na mnie. Oderwałam wzrok od swoich paznokci i spojrzałam na niego.
- Pamiętasz sytuację z Katarzyną W? Myślisz, że po takim czymś ktoś jej uwierzy, że dziecko porwano a nie że je zabiła?
- Nie możesz Go zostawić w spokoju?
- To niech ta mała szmata go zostawi w spokoju! – wstałam. – Idę spać, zajmij się nim.
- Natalia czekaj! – krzyknął za mną, odwróciłam się. – Co masz zamiar zrobić?
- Odzyskać Bartka za wszelką cenę!
- A co z dzieckiem? Myślisz, że nie będą wiedzieć, że to ty?
- Oczywiście, że nie – uśmiechnęłam się. Podeszłam powoli do fotela kołysając biodrami, ustałam za nim i objęłam go. – Od kogo mieliby się dowiedzieć, hmm? – pocałowałam go. – Dobranoc. – szepnęłam mu jeszcze na ucho i poszłam na górę pod prysznic.

Paweł:
- Paweł! Zrób coś z tym bachorem! – poczułem jak Natalia wbija mi łokieć w żebra. Westchnąłem i przecierając twarz dłonią wstałem i poszedłem do pokoju obok gdzie „mieszkał” Mały. Naprawdę nie mam pojęcia co ona sobie myślała porywając go.
- No już, już – mruknąłem podnosząc go z łóżka. Biedna Pola, nawet nie wyobrażam sobie co ona teraz czuje ale Natalia myśli tylko o sobie. Znam ją. Przewinąłem Małego i zacząłem go kołysać by znów zasnął.
Kocham Natalię i zrobiłbym dla niej wszystko ale tym razem już przegięła. Podrywałem Polę na jej życzenie ale nie będę jej pomagał ukrywać dziecko. Skoro tak bardzo kocha Kurka to powinna dać mu spokój, a jak nie to niech sama zajmuje się dzieciakiem. Ale wtedy nie wiadomo co z nim zrobi. Niee. Zostanę, będę mieć na wszystko oko.

Pola:
Bartek dostał wolne więc razem z Pauliną i Dagmarą chodziliśmy po mieście i wywieszaliśmy ogłoszenia o zaginięciu. Cały czas byliśmy pod telefonem, policja twierdzi, że porywacze mogą w końcu zadzwonić w sprawie okupu. Bartek bądź co bądź jest osobą publiczną, od wczoraj zastanawiamy się kto to mógł być ale nikt nie przychodzi nam na myśl.
- Jak myślisz? Długo jeszcze będziemy go szukać? – spytałam kiedy już wróciliśmy wieczorem do domu i siedzieliśmy w salonie.
- Zobaczysz jeszcze tylko kilka dni.
- Nie ma go już dwa. A policja cały czas mnie podejrzewa … - szepnęłam. Wtuliłam się mocniej w ramię Bartka, bałam się że nigdy więcej nie zobaczę już mojego synka.
- Znajdziemy go, zobaczysz – pocałował mnie w czubek głowy.
- Dziękuję, że mnie nie zostawiłeś z tym samą – zadarłam głowę, żeby na niego spojrzeć. Odwzajemnił gest.
- Nigdy cię nie zostawię.

Natalia:
Wracałam z miasta i wszędzie, dosłownie na każdym słupie wisiało zdjęcia dziecka ten dziewuchy. Zdenerwowana weszłam do domu gdzie Paweł bawił się z dzieckiem.
- Wszędzie wiszą ogłoszenia z jego zdjęciem!
- A co ty myślałaś? Wczoraj mówili o nim w wiadomościach. Musisz go oddać! – krzyknął na mnie. – Prędzej czy później dowiedzą się gdzie jest a ty pójdziesz siedzieć, a tam ci już nie pomogę!
- To zostawię gdzieś tego bachora i będzie po kłopocie!
- Przecież on nie jest niczemu winien! To tylko dziecko! – odłożył dzieciaka na kanapę ale ten zaczął wrzeszczeć. – Nie pozwolę ci go skrzywdzić!
- Ooo! Patrzcie obrońca zwierząt się znalazł. Dobra oddam go ale najpierw dostanę za niego kasę! – wysyczałam podchodząc do niego.
- I tak cię złapią i zgnijesz w więzieniu! – powiedział, nie wytrzymałam spoliczkowałam go.
- Pamiętaj, że jesteś moim wspólnikiem! A jeśli piśniesz chociaż słówko to mnie popamiętasz! – obróciłam się na pięcie i poszłam do kuchni. Z lodówki wyjęłam napoczętą butelkę wódki, nalałam sobie trochę do szklanki i dolałam do niej coli. Upiłam spory łyk. – Uspokój go! – wrzasnęłam ciągle słysząc płacz bachora. Przechyliłam szklankę opróżniając ją do końca i wyszłam na korytarz, pogrzebałam w torebce i znalazłam paczkę papierosów, założyłam kurtkę i wyszłam na dwór. Wyciągnęłam jednego papierosa i odpaliłam go, mocno się zaciągnęłam i zaczęłam myśleć co by zrobić, żeby nikt się nie dowiedział. Paweł ciągle mi truje głowę, że Bartek i tak do mnie nie wróci. Nie po tym jak zabrałam jego dziecko, wiem to ale wiem też że go kocham i zrobię dla niego wszystko. Będąc z nim mogłam pozwolić sobie na wszystko i jeszcze ludzie mnie znali, albo przynajmniej kojarzyli. Paweł niby też miał kasę ale to nie było to samo. Ta dziewucha musi zniknąć z tym bachorem z naszego życia. Pawełek może sobie potem być z nią, dobrze wiem, że mu się podoba. Kolejny raz się mocno zaciągnęłam i wypuściłam szary kłębek dymu. Z zamyślenia wyrwał mnie głos sąsiadki.
- Dzień dobry pani Natalio! – była to trochę starsza kobieta gdzieś około sześćdziesiątki. Nie lubiłam jej.
- Dzień dobry – odpowiedziałam z niechęcią.
- Coś ostatnio pani nie widziałam!
- Praca – znów zaciągnęłam się papierosem.
- No tak teraz to tylko praca i praca – zaśmiała się. 
- Idź już sobie - mruknęłam sama do siebie. - Takie życie - odpowiedziałam jej wzruszając ramionami. Wtedy też drzwi się otworzyły i na schodkach stanął Paweł z dzieciakiem na rękach. Sąsiadka stanęła na palcach, żeby lepiej widzieć. Rzuciłam peta na schody i przydeptałam go. - Do widzenia! - krzyknęłam jeszcze i popchnęłam Pawła do środka. Wścibskie babsko! Mam nadzieję, że nic nie zauważyła. - Wiem co zrobię! - powiedziałam uśmiechając się. Paweł spojrzał na mnie i poszedł do kuchni. 
 

***
Witam z kolejnym rozdziałem. Tak jakby co to Kacper już w następnym rozdziale się pojawi ;). Większość z Was dobrze obstawiała.
Podobał się? Komentujcie!
Pozdrawiam! 

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 18



- Halo! Proszę pani! – słyszałam głos dobiegający z daleka, jakby z drugiego pokoju. Poczułam też, że ktoś lekko uderza mnie po policzkach. Bardzo powoli uniosłam powieki ale zaraz szybko je zamknęłam. Głowa bolała niemiłosiernie.- Halo! Proszę pani! Wszystko w porządku?  Słyszy mnie pani? – znów ten sam głos. Otworzyłam jeszcze raz oczy i poczekałam aż obraz mi się wyostrzy. Przed sobą zobaczyłam kilka twarzy pochylających się nade mną.
- Co – co się stało? – spytałam łapiąc się za głowę. Rozpoznałam tą kobietę. Mieszkała nad nami. Wokół zgromadziło się kilka osób. Próbowałam wstać ale jakiś mężczyzna mnie powstrzymał.
- Proszę uważać! Co się stało? – powtórzył pytanie mężczyzna, którego nie znałam. Nagle sobie wszystko przypomniałam! Wstałam szybko z zimnej ziemi, co nie było dobrym pomysłem bo szybko zakręciło mi się w głowie i omal nie straciłam równowagi. Na szczęście ktoś mnie podtrzymał. Dopiero teraz usłyszałam szczekanie Felka.
- Kacper! – powiedziałam i rzuciłam się do wózka, który stał niedaleko. Odgarnęłam kocyk ale nikogo tam nie było. – Gdzie jest moje dziecko?! – krzyknęłam do ludzi stojących przy mnie.
- Proszę się uspokoić!
- Kto zabrał moje dziecko! – krzyknęłam, a zaraz potem zalałam się łzami. Poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię.
- Trzeba zadzwonić na policję.
- Bartek – szepnęłam przerażona. Boże, co ja zrobiłam?!
- Mamy do kogoś zadzwonić? – spytał się ktoś ale wtedy też odezwała się czyjaś komórka. Po kilku sekundach rozpoznałam w melodii swój dzwonek. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i dławiąc się łzami odebrałam. – Ha-alo?
- Pola gdzie ty jesteś? – to był Bartek.
- W parku – zapłakałam. – Proszę przyjdź! – zdążyłam powiedzieć i ten się rozłączył. Ktoś już dzwonił na policję i pogotowie. Mężczyzna, który wcześniej nie pozwalał mi wstać teraz pomagał mi stać. Po kilku minutach już tonęłam w objęciach Bartka.
- Pola! Co się stało? Czemu płaczesz?! – pytał ujmując moją twarz w dłonie.
- Kacper … - zdążyłam wykrztusić i pokazać na pusty wózek u którego nadal był przyczepiony Felek. Bartek tak samo jak ja rzucił się do wózka, a potem pytał ludzi gdzie jest nasz syn.
- Już w porządku! Cii! – powiedział kiedy zorientował się w jakim jestem stanie. Przytulił mnie do siebie, a potem zaczął wypytywać ludzi co się stało ale już tego nie słyszałam. W głowie miałam tylko jedno pytanie gdzie jest moje dziecko?!
Po kilkunastu minutach przyjechała karetka i policja. Nie byłam jakoś ciężko ranna, rana na głowie nie potrzebowała szwów dzięki czemu oszczędziłam sobie wizyty w szpitalu. Niestety wizyta na komisariacie była konieczna. Powiedziałam im tylko, że wybrałam się na spacer i że za mną szedł ktoś w szerokiej ciemnej kurtce z kapturem na głowie. Nie widziałam jego twarzy. W domu byliśmy około pierwszej w nocy. Bartek dał mi jakieś tabletki na uspokojenie i trzymał za rękę dopóki nie usnęłam.
Kiedy obudziłam się następnego dnia myślałam, że to tylko głupi koszmar. Podniosłam się z łóżka i podeszłam do łóżeczka Kacperka ale nie było go tam. Tylko Felek leżał obok jak co nocy. Znów zalałam się łzami, Bartek bardzo szybko znalazł się przy mnie i przytulił.
- Już spokojnie – szepnął prosto w moje włosy gładząc mnie po plecach. – Znajdziemy go! Obiecuję – szepnął to ostatnie i pocałował mnie w czubek głowy. Staliśmy tak przez chwilę na środku pokoju a potem Bartek zaprowadził mnie do kuchni gdzie czekało na mnie śniadanie. Nie miałam ochoty ale szatyn zmusił mnie żebym zjadła chociaż trochę. Gdy w końcu zmusiłam się żeby przełknąć ostatni kęs kanapki wstałam od stołu i udałam się do sypialni. Przebrałam się i wyszłam, Bartek już na mnie czekał. Mieliśmy iść na policję, dać zdjęcie Kacpra i tak dalej. Kurek przypinał właśnie smycz Felkowi kiedy drzwi wejściowe otworzyły się.
- Boże! Pola! – to Dagmara wpadła do mieszkania jak burza, i z gracją omijając Bartka, przytuliła mnie mocno do siebie. Usłyszałam, że drzwi się zamykają. – Jak to się stało?
- Ktoś mnie uderzył i straciłam świadomość, a jak się obudziłam jego … - głos mi się załamał i zaczęłam płakać. Bartek momentalnie znalazł się przy mnie.
- Zostaniecie z nią? Muszę skoczyć na komisariat dać im zdjęcia. Pola może zostać, wczoraj i tak ją wymęczyli.
- Oczywiście, że zostaniemy! – powiedziała szybko Dagmara. Michał kiwnął głową.
- Ja muszę lecieć na trening ale spokojnie wyjaśnię trenerowi co się dzieje. I jeśli możemy jakoś pomóc to mówcie.
- Dzięki – Bartek uśmiechnął się na moment. Odpiął smycz Felkowi i wyszedł razem z Michałem uprzednio całując mnie w czoło.
- Chodź zaparzę ci herbaty – Dagmara zaprowadziła mnie do kuchni i posadziła na krześle. Musiała się sama obsługiwać bo ja nie byłam w stanie niczego zrobić. Felek usiadł koło mnie kładąc łepek na moich kolanach. – Nawet nie mogę sobie wyobrazić jak się czujesz! To okropne jak można komuś porwać dziecko?! Mam nadzieję, że szybko go złapią. Widziałaś go? – odwróciła się do mnie.
- Miał na sobie ciemną kurtkę i kaptur na głowie, widziałam go tylko przez chwilę jak się odwróciłam. To moja wina! – znów zalałam się łzami. Dagmara postawiła przede mną kubek parującej herbaty i przytuliła.
- No już spokojnie! Znajdziemy go!
Musiało minąć kilkanaście minut zanim się uspokoiłam. Połknęłam też dwie tabletki na ból głowy, wypiłam herbatę i położyłam się spać. Kiedy się obudziłam usłyszałam przyciszony głos Bartka dobiegający z salonu. Podniosłam się powoli i poszłam do salonu, stanęłam w progu i dosłownie chwilę potem byłam przytulana przez Bartka, posadził mnie na kanapie i usiadł obok.
- I co powiedziała policja? – spytałam, żeby przerwać ciszę.
- Wzięli zdjęcia i sprawa ma iść dalej. Mają ją nagłośnić – odpowiedział mi Kurek. Spojrzałam na niego.
- To dobrze! – odezwał się Michał. – W ten sposób szybciej go znajdziemy! – uśmiechnął się do mnie.
- My będziemy się już zbierać – powiedziała powoli Dagmara. – Musimy jeszcze odebrać dzieciaki od mamy ale jak będziecie czegoś potrzebować to dzwońcie o każdej porze.
- Dziękujemy! – odpowiedział za nas Bartek. Winiarscy pożegnali się a Kurek odprowadził ich do drzwi i szybko wrócił do mnie. – Zjesz coś? – spytał. Pokręciłam tylko głową, że nie. Bartek westchnął i znów mnie przytulił. – Musisz jeść. Wiem, że jest ci trudno, mi też jest, ale musimy być silni. Dla Kacpra! Znajdziemy go, zobaczysz, już za kilka dni będziesz go prosić, żeby dał ci pospać minutkę dłużej. – zaśmiał się. Również się zaśmiałam i przypomniałam sobie jak przynieśliśmy go ze szpitala. Przez pierwsze kilka dni dał nam popalić ale potem był już spokojniejszy.
Kilka dni temu Kacper leżał na ten kanapie a ja z Felkiem siedzieliśmy na podłodze. Mały spał a ja się po prostu na niego patrzyłam, wtedy też Bartek wrócił z treningu.
- Jestem! – krzyknął od progu jak to miał w zwyczaju.
- Ciiicho! – syknęłam na niego kiedy mały poruszył się niespokojnie, prawie czterdzieści minut go usypiałam.
- Przepraszam! – odszepnął pojawiając się w salonie. – Cześć! – pocałował mnie w policzek i usiadł obok. – Cześć Młody! Byłeś grzeczny?
- Tak, bardzo – zaśmiałam się. – W szczególności wtedy kiedy chciałam go przewinąć a on krzyczał a potem mnie obsikał – Bartek parsknął śmiechem.
- Właśnie zastanawiałem się co tak śmierdzi – walnęłam go w rękę. – Co na obiad?
- Pomidorowa. Zaraz odgrzeję – powiedziałam wstając.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, a potem przypomniało mi się jak Bartek pierwszy raz go przewijał i cały się ubabrał, wtedy zaśmiałam się głośniej.
- Z czego się śmiejesz? – spytał spoglądając na mnie.
- Przypomniało mi się jak przewijałeś Kacpra pierwszy raz i cały się ubrudziłeś. - Bartek też się zaśmiał. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że telewizor jest włączony i że mówią o naszym synku. Wyprostowałam się i uważnie słuchałam. Bartek ma rację, muszę wziąć się w garść, dla Małego!


***
Jestem z malutkim opóźnieniem ale dopiero teraz skończyłam pisać, taki prezent na Mikołajki xD.
Podobał się? Komentujcie!
Pozdrawiam!

wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 17



Wstałam dzisiaj w wspaniałym humorze. Jest czternasty lutego i są moje dwudzieste urodziny. Chodziłam po mieszkaniu z uśmiechem na twarzy. Wszystko wokół było jakby żywsze, nawet Felkowi mój nastój się udzielał.
Około godziny dziesiątej wyszłam z Felkiem na spacer. Standardowo poszliśmy do parku. Słoneczko dziś świeciło od samego rana i nawet mimo tego piętnasto stopniowego mrozu było mi ciepło. Felek wyrywał mi się więc odpięłam smycz, żeby mógł się wybiegać. Zaśmiałam się gdy wskoczył w dość głęboką zaspę. Ludzie, którzy mnie minęli również się zaśmiali. Uśmiechnęłam się do nich, dziewczyna spojrzała na mój brzuszek a potem na moją twarz i również się szeroko uśmiechnęła. Podeszłam do ławki i przycupnęłam na niej. Posiedziałam tak z dziesięć minut a potem wstałam i zawołałam Felka. Zapięłam mu smycz i poszliśmy dalej.
Właśnie odgrzewałam dla nas obiad, Felek oczywiście nie odstępował mnie na krok i siedział przy mojej nodze. Nagle poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu i całuje w policzek. Zgarbiłam się trochę uśmiechając szeroko.
- Wszystkiego najlepszego! – szepnął mi Bartek do ucha. Odwróciłam się do niego nadal uśmiechając. – Proszę! – powiedział wręczając mi wielki bukiet czerwonych róż i wielką czekoladę milki.
- Dziękuję! – rzuciłam mu się na szyję po drodze całując go w policzek. – Zakładam, że nie masz żadnego wazonu – zaśmiałam się.
- Nie no w salonie jakiś stoi, schowany – odpowiedział drapiąc się po głowie. Zaśmiałam się i poszłam do salonu. Rzeczywiście stał jeden wazon schowany głęboko w szafie. Wyciągnęłam go i po nalaniu wody włożyłam do niego bukiet. Postawiłam wazon na komodzie i wróciłam do kuchni gdzie Bartek już siedział przy stole, na którym stały dwa pełne talerze. Szybko zjedliśmy opowiadając sobie o dniu i poszliśmy do salonu. Usiedliśmy na kanapie i Bartek włączył telewizor, wypożyczył parę filmów na dzisiaj i pokupował bardzo dużo słodyczy.
- Aj! – złapałam się za brzuch. Bartek, który wkładał płytę do dvd odwrócił się w moją stronę.- Bartek chyba się zaczyna! – powiedziałam czując, że moje legginsy robią się mokre.
- Taa jasne! – zaśmiał się. Ostatnio udało mi się go dwa razy wkręcić, że zaczynam rodzić i teraz mi nie wierzy.
- Teraz nie żartuję! Serio rodzę! – powiedziałam lekko przerażonym głosem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mam zerowe pojęcie co mam robić!
- Co?! – wstał i podszedł do mnie, złapał mnie za brzuch. – Serio?!
- Tak! – Bartek pobiegł do sypialni i zaczął się po niej biegać tą i z powrotem pakując moje ubrania. Po kilku minutach wrócił.
 - Zaraz wracam! – powiedział, w jednej ręce trzymał torbę, a drugą złapał Felka z obrożę i wyszedł z domu. Skrzywiłam się bo złapał mnie bolesny skurcz. Co prawda lekarz ustalił termin gdzieś w połowie marca więc byłam pewna, że jeszcze jakiś miesiąc pochodzę z brzuchem. Zaczęłam ciężej oddychać i wtedy do mieszkania wpadła nasza sąsiadka. Usiadła koło mnie na kanapie i złapała za rękę, nic nie mówiła ale sama jej obecność sprawiła, że poczułam się lepiej.
- Zaraz przyjdzie Bartek i będzie po wszystkim – uśmiechnęła się. Ścisnęłam ją mocniej za rękę przy kolejnym skurczu, poklepała mnie po dłoni. Kilka minut później Bartek wraz z sąsiadką pomagali mi się ubrać. Z mieszkania wyprowadził mnie już tylko Bartek, na klatce minęliśmy się z mężem sąsiadki trzymającego Felka. Uśmiechnął się do mnie potrzepująco, próbowałam odwzajemnić gest ale wyszedł mi tylko jakiś grymas.
- Ale zrobił ci prezent na urodziny co nie? – Bartkowi bardzo dopisywał humor. Spojrzałam na niego spod byka.
- Jedź szybciej!
- Mogę wejść na porodówkę? – spytał spoglądając na mnie.
- W żadnym wypadku! – odpowiedziałam, Bartek przyśpieszył śmiejąc się na głos.
Trzydzieści dwie i pół godziny później czyli pół godziny po północy, szesnastego lutego przyszedł na świat Kacper. Urodził się trzy tygodnie przed terminem ale był zdrowy. Gdy tylko podali mi go, Kacperek przestał płakać i spojrzał się na mnie a ja nie wytrzymałam i popłakałam się. Pogłaskałam go po policzku jednym palcem, był taki malutki! Pokochałam go od razu!
- Jest śliczny! – uśmiechnęłam się do synka, którego trzymał Bartek. Widział go przez chwilę tuż po porodzie i pielęgniarka pozwoliła mu trochę go potrzymać, a zaraz potem musiał już wyjść. Przyszedł jednak z samego rana, zadzwonił do trenera z pytaniem czy może wziąć sobie wolne bo urodził mu się syn. Trener dał mu dziś wolne i pogratulował.
- Malutki jest nie? – na chwilę oderwał wzrok od Kacpra i spojrzał na mnie. Kiwnęłam głową nadal trochę nie wierząc, że już nie noszę małego pod sercem. Trochę mi w sumie tego brakowało. Wyciągnęłam rękę i pogłaskałam synka po rączce, chwilę potem mały złapał mój palec i trzymał mocno. – Dzwonili rodzice, mają jutro przyjechać.
- Ok – odpowiedziałam nie przestając się uśmiechać. Wiele czytałam, że kobiety po porodzie zapominają o bólu co wcale nie jest prawdą. – Poradzisz sobie przez te kilka dni? – spytałam patrząc na niego z powątpieniem. Znałam jego zdolności kulinarne, bałam się że spali dom.
- Dam radę. To tylko kilka dni – uśmiechnął się. – Będę się żywić kanapkami, a co do prania to poproszę jutro mamę o pomoc – zaśmiał się cicho. Mały coś mruknął i zaraz potem zaczął płakać. Domagał się jedzenia. Bartek podał mi Kacpra całując go w czoło – Pójdę coś zjeść – powiedział całując mnie w policzek i wyszedł. Uśmiechnęłam się i w spokoju nakarmiłam małego. Był taki podobny do Bartka, tylko nos i uszy miał po mnie, bo o wiele mniejsze niż ma Bartek.
Szatyn spędził w szpitalu cały dzień. Pielęgniarka musiała go wyganiać bo nie chciał wyjść. Następnego dnia przyszedł z samego rana jak spałam, a potem około godziny piętnastej razem ze swoimi rodzicami i bratem.
- Podobny do ciebie Bartek! – powiedziała pani Iwona kołysając trochę marudzącego Kurka juniora. Kuba stał koło matki i trzymał Kacpra za rączkę.
- No! Mam nadzieję, że się wysypialiście bo teraz będzie trudno – zaśmiał się pan Kurek.
- Noo, my to przez dwa lata nie wysypialiśmy się jak Bartek był mały. – Dodała pani Kurek.
- Mamo! – jęknął Bartek, a ja z Kubą się zaśmialiśmy. Potem przez kilkanaście minut pani Iwona opowiadała mi co Bartek robił jak był mały. Ten błagał ją żeby przestała go kompromitować przede mną ale kobieta nic sobie z tego nie robiła.
Posiedzieli ze mną aż do końca widzeń. Bartek pożegnał się ze mną całując mnie w policzek, a małego w czółko. Byłam tu drugi dzień a miałam ochotę już stąd wyjść. Tęskniłam za mieszkaniem Bartka i za Felkiem, który co rano wskakiwał nam do łóżka i czasami budził nas liżąc po twarzy nawet za tym wielkim bałaganem, który jakimś cudem robił Kurek, a który potem ja zawsze sprzątałam mimo iż zawsze mu mówiłam, że tego nie zrobię.
Dwudziestego piątego lutego w końcu wypuścili nas do domu. W końcu będę mogła zasnąć we własnym łóżku. Oczywiście Bartek nie pozwolił mi dźwigać ani torby ani nosidełka. Sam wszystko zaniósł do samochodu a potem do mieszkania. Na szczęście pozwolił mi otworzyć drzwi bo sam by sobie nie poradził. Weszliśmy w głąb mieszkania. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, że dom jest czysty a zaraz potem poczułam jak Felek na mnie wskakuje, był już tak wielki, że sięgał mi do połowy uda. Pogłaskałam go po głowie i zepchnęłam z siebie. Poszłam do salonu gdzie Bartek stał z małym.
- Witaj w domu  Kacper! – powiedział kiedy tylko do nich dołączyłam. Spojrzał się na mnie i uśmiechnął. Odwzajemniłam gest i zaczęłam rozbierać Kacpra. Po chwili przy moim boku usiadł Felek i z zaciekawieniem przyglądał się mojemu synowi. – To Kacper, mam nadzieję, że go polubisz bo z nami zostaje – zaśmiał się Bartek drapiąc psa za uchem. Pozwoliliśmy mu podejść bliżej do Małego, żeby zaspokoił swoją ciekawość i powąchał go. Gdy już skończył położył swój łepek na kanapie i tak siedział.
O dziwo do końca dnia Kacper nie sprawiał nam, żadnych kłopotów. Wykąpaliśmy go, a potem ja go nakarmiłam. Kiedy zaczęłam go karmić Bartek wyszedł z sypialni za co byłam mu poniekąd wdzięczna bo trochę się wstydziłam. Potem Kurek zgasił światło, a ja zapaliłam lampkę, i położył Małego do łóżeczka. Podeszłam do niego i patrzyliśmy się jak śpi.
- Wart był tego wszystkiego – szepnęłam zadzierając głowę do góry, żeby spojrzeć na Bartka.
- Tak – powiedział przytulając mnie od tyłu i całując w czubek głowy. – Dziwnie się ciebie przytula bez brzucha – zaśmiał się cicho. Wywróciłam oczami. Wyswobodziłam się z jego objęć i zaciągnęłam do kuchni gdzie zrobiliśmy sobie kolację. Po tym jak już zjedliśmy poszliśmy do salonu obejrzeć jakiś film ale nie na długo, Kacper się przebudził i musiałam do niego iść. Trochę bałam się go podnosić bo był taki malutki i kruchy, że myślałam, że coś mogę mu niechcący zrobić. Kiedy ponowie udało mi się go uśpić poszłam się umyć. Jak wróciłam to Bartek siedział przy łóżeczku razem z Felkiem. Podeszłam do szatyna i położyłam mu rękę na ramieniu. Obejrzał się.
- Łazienkę masz już wolną, nie siedź długo jutro masz trening. – Powiedziałam, ten tylko kiwną głową i dźwignąwszy się na nogi poszedł do łazienki. Położyłam się i bardzo szybko zasnęłam.
W nocy mieliśmy pobudkę prawie co dwie godziny. Bartek wstawał do niego za każdym razem i nawet go przewijał ale kiedy nad ranem nie dawał już spać przeniósł się na kanapę. Rano zrobiłam nam śniadanie, a potem razem wyszliśmy z mieszkania. Bartek na trening ja na spacer.
Kolejne dni były dla nas trochę ciężkie. Musieliśmy się przyzwyczaić do nowej sytuacji ale nigdy wcześniej nie było między mną a Bartkiem lepiej. Sami nawet nie wiedzieliśmy kiedy minął miesiąc! 
- No śpij! - jęknęłam kołysząc małego i chodząc po pokoju w te i z powrotem. Dzisiaj coś stało się Kacprowi i cały dzień marudzi. Ledwo co wypchnęłam Bartka za drzwi, upierał się że zostanie i mi pomoże ale widziałam, że z wielką ulgą wychodzi na trening. Już mnie tak ręce bolały! To nie prawda co mówią, że dziecko to TYLKO wielkie szczęście. Oczywiście jest przeogromnym szczęściem ale nie wtedy kiedy całą noc i dzień marudzi, a ty musisz jakoś postarać się go uspokoić. W końcu zrezygnowana wsadziłam go do wózka i zaczęłam kołysać. Też nic. W końcu ubrałam go i wyszłam na dwór bo i Felek zaczął zwracać na siebie uwagę. Bartek i tak miał wrócić dopiero o dwudziestej więc musiałam jeszcze sama pocierpieć dwie godziny. Było ciemno i w parku nie było prawie nikogo co było trochę dziwne. Oczywiście nie licząc tego kogoś za mną. Przywiązałam smycz Felka do wózka, a następnie pochyliłam się nad Kacprem, żeby poprawić mu czapeczkę i wtedy też poczułam ostry ból z tyłu głowy i straciłam przytomność... 


****
Witam ponownie :D Boooże dziękuję wam za te komentarze pod ostatnim postem! :* 
Macie Kacpra! 
Nie wiem czy 5 dodam rozdział bo na razie go nie napisałam ale postaram się! Chyba, że znów zawalą mnie sprawdzianami w szkole.
Pozdrawiam!