poniedziałek, 5 stycznia 2015

Rozdział 20



Rodzice i wszyscy znajomi Bartka zaangażowali się do poszukiwań naszego synka. Minął tydzień i na razie udało nam się tylko sporządzić rysopis porywacza. Za każdym razem gdy dzwonił telefon, odbierałam z mocno bijącym sercem mając nadzieję, że to policja z dobrymi informacjami. Bartek musiał wrócić do treningów ale trener obiecał mu, że nie będzie go brał na wyjazdy dopóki nie znajdzie się Kacper.
Siedziałam właśnie w salonie i z Felkiem oglądałam telewizje kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko się podniosłam i prawie, że pobiegłam otworzyć. Widząc kto stoi po drugiej stronie otworzyłam szeroko oczy.
- Wpuścisz mnie? – spytała Natalia. Nie wiedząc co powiedzieć odsunęłam się.
- Czego chcesz? – spytałam po kilkunastu sekundach.
- Widziałam w telewizji .. – urwała. – Wiem nie lubimy się ale to okropne co się stało! Może mogę wam jakoś pomóc? – spytała. Przyjrzałam się jej uważniej. Ona taka nie była! Coś kombinowała.
- Dzięki, że wpadłaś ale poradzimy sobie. Pomaga nam wystarczająco dużo osób. – Mówiąc to otworzyłam drzwi chcąc dać jej do zrozumienia, żeby wyszła. Spojrzała na mnie jeszcze raz i westchnęła.
- Dobra jak chcesz. Ale jakby co to dzwońcie – powiedziała i wyszła z mieszkania. Zakluczyłam drzwi i wróciłam do salonu. Przez kolejne kilka godzin nic się nie działo. Położyłam się na kanapie i zasnęłam.
- Pola! – poczułam, że ktoś potrząsa mną. Otworzyłam oczy nabierając więcej powietrza.
- Co jest? – spytałam widząc, że Bartek kuca przy kanapie jeszcze w kurtce.
- Przyniosłem coś – uśmiechnął się do mnie i podniósł jedną rękę do góry w której trzymał reklamówkę i dopiero wtedy poczułam charakterystyczny zapach kebabu. Usiadłam i przejęłam od niego reklamówkę. Wyciągnęłam dwa białe pudełka, a Bartek w tym czasie poszedł się rozebrać.
- Coś nowego? – spytałam.
- Nic – odpowiedział siadając koło mnie. Felek wyczuwając zapach mięsa od razu wskoczył na kanapę między nas.
- Natalia tu była – powiedziałam po kilku minutach.
- Po co?
- Chciała nam pomóc w poszukiwaniach ale odmówiłam jej pomocy. – Spojrzałam na niego.
- Bardzo dobrze zrobiłaś – odpowiedział uśmiechając się do mnie. Zjedliśmy i położyliśmy się spać.
Przebudziłam się bo ktoś dzwonił.
- Bartek! – szturchnęłam do ale jak zawsze nic. – Bartek telefon! – podniosłam się podpierając się na łokciu.
- Mmm – mruknął wyciągając rękę i na oślep szukając telefonu na szafce nocnej. W końcu odebrał. – Halo? – na to co ktoś powiedział po drugiej stronie Bartek momentalnie się rozbudził i usiadł. – Gdzie? Kiedy?
- Co się stało? – spytałam przerażonym głosem czując, że chodzi o Kacperka.
- Znaleźli Kacpra – powiedział mi szybko – Tak zaraz będziemy! – powiedział wstając. Zamarłam mój synek się znalazł! Po kilku sekundach dopiero dotarło do mnie, że Bartek się ubiera.
- Jadę z tobą! – powiedziałam i szybko zaczęłam zrzucać z siebie pidżamę i nakładać ubrania. W ekspresowym tempie znaleźliśmy się w samochodzie i jechaliśmy na komisariat.
- Gdzie jest mój syn?! – spytał Bartek wpadając do środka komisariatu. Po drodze złamał chyba wszystkie przepisy ruchu drogowego.
- Kacper! – szepnęłam widząc jak jakaś policjantka wchodzi do pomieszczenia z dzieckiem na rękach. Podbiegłam do niej i zabrałam jej Kacperka mocno tuląc do siebie. – Kacper! – zalałam się łzami i całowałam synka po główce. Bartek znalazł się przy mnie i przytulił nas oboje. – Zaraz zabierzemy się do domu! – szeptałam.
- Przepraszam ale … - zaczął jakiś policjant ale kobieta która przyniosła mi Kacpra uciszyła go. Nie mieliśmy teraz z Bartkiem głowy do tego żeby wnieść jakiekolwiek oskarżenia.
- Jak go znaleźliście? – spytał w końcu Bartek.
- Jakaś starsza kobieta zadzwoniła do nas godzinę temu, że chyba wie gdzie jest państwa syn. Mówiła, że chciała zadzwonić wcześniej ale chciała się upewnić. Mówiła też że nigdy nie widziała u swoich sąsiadów jakiegokolwiek dziecka i nie chciała niesłusznie oskarżać pana Pawła i pani Natalii. – Na samo słowo „Natalia” oderwałam wzrok od syna.
- Jaka suka! Przyszła jeszcze do nas żeby nam pomóc! – wiedziałam, że chodzi o byłą dziewczynę Bartka.
- Spokojnie! – powiedział Bartek obejmując mnie. Znałam go już na tyle, że po głosie słyszałam, że jest zdenerwowany.
- Znają państwo porywaczy?
- Tak – odpowiedzieliśmy razem.
- Ale nie chcemy być ciągani po sądach – zaznaczył Bartek. – Proszę to załatwić.
- Czy małego badał lekarz? – spytałam.
- Tak – odpowiedziała policjantka. Bartek poszedł razem z mężczyzną do innego pokoju a ja usiadłam na krzesłach stojących przy ścianie. Kacper spał spokojnie w moich ramionach a ja nie mogłam nacieszyć się jego widokiem i tym, że jest cały i zdrowy. Znów miałam go przy sobie. Po kilku minutach kobieta, która cały czas tu była przyniosła mi kubek ciepłej herbaty.
- Proszę!- powiedziała podając mi kubek i uśmiechając się.
- Dziękuję – odwzajemniłam gest biorąc kubek. Kobieta usiadła koło mnie.
- Trochę tu pani posiedzi.
- Najważniejsze, że Kacper już się znalazł – upiłam łyk herbaty. Ale miała rację. Kiedy wychodziliśmy z komisariatu dochodziła godzina szósta rano. Z relacji Bartka, którą opowiedział mi w drodze do domu, wychodziło na to że będziemy mieć spokój. Nie będziemy ciągani po sądach i tym podobne. I bardzo dobrze, już i tak ten ostatni tydzień mnie nerwowo wyczerpał, nie wytrzymałabym kolejnych. 
Wróciliśmy do domu. Podałam Kacpra Bartkowi, żeby zdjąć kurtkę i kozaki a potem wzięłam małego i poszłam z nim do sypialni. Rozebrałam go z kurtki i położyłam na łóżku kładąc się koło niego. Słyszałam jak Bartek z kimś rozmawia. Po kilku minutach przyszedł i usiadł koło mnie.
- Prześpij się – powiedział kładąc swoją rękę na moim ramieniu. Pokręciłam przecząco głową.
- Nie chce.
- Już jest ok. Nikt go już nie zabierze. – Spojrzałam w oczy Bartka i usiadłam. Sama nie wiem kiedy ale objęłam go i przysunęłam do siebie a potem pocałowałam. Gdy tylko zorientowałam się co zrobiłam szybko się odsunęłam.
- Przepraszam – szepnęłam speszona. Próbowałam uciec gdzieś wzrokiem ale zauważyłam, że Bartek się uśmiecha. Ujął moją twarz i pocałował. Oddałam pocałunek. Kiedy się w końcu od siebie oderwaliśmy Bartek oparł swoje czoło o moje. Ciągle miałam zamknięte oczy ale uśmiechałam się. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Kurek ma na twarzy wielkiego banana. – Kocham cię Bartek! – powiedziałam patrząc prosto w jego oczy. Uśmiechnął się jeszcze szerzej a ja myślałam, że moje serce zaraz eksploduje. Pół roku mi to zajęło. 
- Ja też cię kocham Pola! - powiedział i znów mnie pocałował. 


****
Jest i kolejny rozdział. Nie wiem w sumie co zrobić dalej, usunęłam epilog. Wszyscy mi piszą, że blog jest świetny, boję się, że jak zacznę pisać dalej to coś spierdolę i nikt już nie będzie czytał. Tak więc ... nie wiem co dalej.
Pozdrawiam! 

5 komentarzy:

  1. Jak dobrze, że Kacperek jest już ze swoimi rodzicami cały i zdrowy, a Pola wreszcie powiedziała te dwa słowa na które Bartek tak czekał ;)
    Blog jest świetny i ja będę z przyjemnością czytać, więc śmiało pisz o szczęściu tej trójki ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. zrobisz tak jak będziesz chciała, ale z mojej perspektywy mogę ci powiedzieć, że lepiej skończyć wtedy kiedy sami mamy na to ochotę, a nie pisać dalej bo ludzie tego chcą. zawsze możesz przecież zacząć pisać nowe opowiadanie, na pewno będzie równie dobre jak to ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ej no końcówka była słodka <3
    nie kończ, pisz dalej ;)
    wiesz kto pisze nie chce mi się logować ;3
    bez pozdrowień :D

    OdpowiedzUsuń
  4. nie kończ, błagam nie kończ!

    OdpowiedzUsuń
  5. super, że dziecko się znalazło
    a co do dalszego pisania tego bloga to z jednej strony chciałoby się napisać nie kończ a z drugiej juz na kilku blogach zauważyłam, że przeciągnięte opowiadania staja sie po prostu nudne i traca swój pierwotny urok

    OdpowiedzUsuń