niedziela, 2 listopada 2014

MINIATURKA



Patrzę  w lustro i co widzę? Blond piękność o stu siedemdziesięciu pięciu centymetrach wzrostu. Poprawiłam jeszcze raz włosy i przejechałam czerwoną szminką po ustach. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i wyszłam z łazienki gasząc światło. Przeszłam do sypialni i założyłam czarne szpilki, które stały tuż przy łóżku. Chwyciłam swoją kopertówkę i wyszłam z mieszkania zamykając je. Zeszłam szybko po schodach i wyszłam na ulicę gdzie czekało na mnie już czarne punto mojej koleżanki. Wsiadłam i przywitałam się z nią buziakiem w policzek i zaraz szybko ruszyłyśmy. Plotkowałyśmy o raczej babskich sprawach aż w końcu znalazłyśmy się przed klubem, naszego znajomego. Podeszłyśmy do ochroniarza, który wpuścił nas bez żadnego problemu. Spojrzałam jeszcze z politowaniem na bandę dzieciaków z podrabianymi dowodami i weszłam za Kamilą.
Podczas gdy Kamila witała się ze swoim chłopakiem ja usiadłam na sofie w naszej loży. Muzyka dudniła mi w uszach więc nie słyszałam, że ktoś coś do mnie krzyczy. Dopiero gdy złapał mnie za rękę odwróciłam się.
- Cześć! – krzyknął Łukasz – właściciel klubu. Uśmiechnęłam się szeroko do niego i również przywitałam buziakiem w policzek.
- Hej! – odkrzyknęłam.
- Chcesz się czegoś napić? – spytał. Kiwnęłam głową i już go nie było. Ponownie usiadłam na kanapie obserwując ludzi. Niektórzy z nich nie wyglądali na pełnoletnich jednak jakimś cudem udało im się przekupić ochroniarza albo może jakoś go ominęli. Po kilku minutach wrócił Łukasz z dwoma szklankami piwa. Uśmiechnęłam się w podzięce do niego. Nie było sensu wykrzykiwać „Dziękuję!” Pobawiłam się trochę słomką a potem upiłam kilka łyków. Dołączyli do nas Kamila z Tomkiem -byliśmy grupką przyjaciół – ja, Kamila, Tomek i Łukasz – odkąd tylko spotkaliśmy się w liceum. Szmat czasu! – lecz Tomek szybko odszedł do baru zamówić coś dla nich. Łukasz zajął się rozmową z Kamilą a ja siedziałam cicho obserwując i popijając piwo przez słomkę. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że noga podryguje mi w rytm muzyki.
Kiedy byliśmy już wszyscy po jednym piwie ruszyliśmy na parkiet. Nawet tańcząc obserwowałam wszystkich. Byłam na głodzie i musiałam go zaspokoić. Kiedy więc po przetańczeniu dwóch piosenek poczułam, że ktoś łapie mnie od tyłu, szeroko się uśmiechnęłam – a może? Odwróciłam się do niego.
Facet był wysoki, na oko jakieś dwa metry. Brunet, zielone oczy i niezwykle umięśniony. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęliśmy tańczyć. Kilkanaście minut później siedzieliśmy już na kanapie w mojej loży i popijaliśmy piwo, które On kupił. W całym tym hałasie dowiedziałam się tylko, że ma na imię Zbyszek, spodobał mi się i nie zamierzałam go stracić. Spędziliśmy razem cały wieczór i wymieniliśmy się numerami telefonu.
Około godziny trzeciej zaczęliśmy się zbierać z Kamilą. Pożegnałam się więc z moim nowym kolegą namiętnym pocałunkiem i wyszłam z klubu. Po kilkunastu minutach byłyśmy już pod moim domem. Rzuciłam koleżance krótkie „Cześć” i wyszłam szybko z auta. Gdy tylko weszłam do mieszkania zaczęłam zdejmować z siebie ubranie i w samej bieliźnie wskoczyłam pod kołdrę.
Następnego dnia obudziłam się około jedenastej. Najpierw poszłam do łazienki. Gdy po prawie czterdziestu minutach się ogarnęłam poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kawę. Z kubkiem parującego napoju siadłam przy stole i włączyłam laptopa, a następnie wpisałam w wyszukiwarkę „Zbigniew Bartman”. Okazało się że mój wczorajszy kompan zabawy był bardzo sławnym polskim siatkarzem, Pootwierałam kilka okien i czekałam aż się załadują. W tym czasie podeszłam do lodówki i wyjęłam z niego jogurt jagodowy.
Gdy znalazłam już parę przydatnych informacji, wzięłam swój czarny notatnik i zapisałam wszystko czego się dowiedziałam. Następnie go przejrzałam i zastanawiałam się co by tym razem zrobić. Na sam początek muszę jechać do domku i przygotować mu miejsce. Jest strasznie wysoki więc zajmie mi to sporo czasu ale jak by go tu zabić? Upozorować samobójstwo czy jednak pobawić się w Kubę Rozpruwacza? Zachichotałam zamykając laptopa. Udałam się do sypialni skąd wzięłam telefon, portfel oraz dokumenty z kluczykami i przełożyłam je do innej torebki. Przebrałam się w coś bardziej wygodnego, a stopy odziałam w stare ale bardzo wygodne adidasy.
Jechałam prawie dwie godziny, gdy już byłam na miejscu zaparkowałam na tyłach domu tak, że z żadnej strony nikt nie zobaczy mojego samochodu. Weszłam do garażu i wielkiej ohydnie zielonej torby zaczęłam pakować potrzebne mi rzeczy – notes, miarkę, szpadel, kilof oraz kilka butelek wody, ręcznik i bluzkę na zmianę, które zawsze trzymałam w górnej szafce na lewo od wejścia do domu. Zarzuciwszy torbę na ramię wyszłam z garażu i poszłam na tyły domu. Przeszłam przez furtkę, którą swoją drogą muszę naoliwić, i kierowałam się w stronę lasu. Do polany było jakieś pięć kilometrów, przez pierwsze kilkaset metrów była zwykła łąka na której rosły małe świerki a dalej był gęsty las. Weszłam między wielkie paprocie skąd znalazłam ścieżkę prowadzącą na polankę. W mniej więcej połowie drogi zatrzymałam się żeby się napić i znów ruszyłam. Gdy już znalazłam się na miejscu przycupnęłam na wielkim kamieniu a torbę położyłam przy nogach. Rozejrzałam się zastanawiając gdzie zacząć kopać. Facet był wysoki, wysportowany i na pewno ciężki jak cholera. Jeśli dam radę jakoś go tutaj przytaskać to nie wiem czy będę miała siły ciągnąć go jeszcze kilka metrów. Wstałam, zrobiłam pięć dużych kroków i przejechałam adidasem po ziemi zaznaczając miejsce. Poszłam poszukać patyków do zaznaczenia miejsca i wróciłam zabrawszy przedtem torbę. Wyjęłam notes i miarkę, przeczytałam swoją notatkę i zabrałam się do odmierzania. Zaznaczyłam cztery skrajne punkty i zaczęłam kopać, na szczęście ziemia tutaj nie była taka twarda i nie musiałam używać kilofu tak jak to było przy tej trzyletniej Renatce. Już po kilku machnięciach łopatą złapała mnie zadyszka a na czole pojawiły się pierwsze krople potu, otarłam je szybko rękawem i wróciłam do pracy. Przed zapadnięciem zmroku miałam już wykopane jedną czwartą grobu.
Wróciłam na polanę z samego rana. Wczorajszy wieczór spędziłam na opracowaniu planu jakby to zaciągnąć Zbyszka do mieszkania lub jakby się tu wprosić do niego. Tym razem wzięłam ze sobą również kanapki bo miałam zamiar spędzić tu prawie cały dzień. Po kilkunastu godzinach kopania usłyszałam swój telefon, wygramoliłam się z coraz bardziej pogłębiającego się dołu i usiadłam na jego krawędzi, wygrzebałam z torby aparat i nacisnęłam odpowiedni klawisz po czym przyłożyłam telefon do ucha.
- Cześć! – usłyszałam znajomy głos. Uśmiechnęłam się chytrze.
- No cześć przystojniaku!
- Nie dzwoniłaś to ja postanowiłem – mówił bardzo radosnym głosem. No naciesz się kolego, już niedługo! – Tak sobie myślałem, że może się spotkamy?
- Jasne! – Próbowałam ukryć zadyszkę ale chyba mi się nie udało.
- Coś się stało?
- Niee – zaśmiałam się. – Ćwiczę. To kiedy?
- Nie wiem. Kiedy ci pasuje?
- Jak na razie ten tydzień mam zawalony ale myślę, że w sobotę dam radę się wyrwać, co ty na to? – Myślę, że do soboty uwinę się ze wszystkim.
- No ok! To wpadnę po ciebie około dwudziestej, podeślesz mi potem adres.
- Ok. To do zobaczenia! – pożegnałam się. Zbyszek życzył mi jeszcze miłego dnia i się rozłączył. Odłożyłam telefon i sięgnęłam po kanapkę i wodę, zrobiłam sobie dziesięciominutową przerwę i potem znów wróciłam do pracy. Do godziny siedemnastej grób był gotowy. Ze sterty ziemi wygrzebałam sporo kamieni z których postanowiłam zrobić napis. Zabrałam wszystkie rzeczy i wróciłam do domku. Oczywiście zanim odłożyłam wszystko na miejsce dokładnie umyłam narzędzia a ręcznik i bluzkę wyprałam ręcznie, nie miałam tu pralki. Poszłam potem do kuchni i z lodówki wyciągnęłam zimne piwo. Usiadłam przy stole i zaczęłam rozmyślać nad moim planem. Będę musiała go na pewno mocno związać, żeby mi nie uciekł jak już się ocknie nie będę miała z nim szans. Nie chcę powtórzyć błędu sprzed czterech lat kiedy to dziewczyna przebudziła się i korzystając z okazji, że stałam do niej tyłem po prostu zaczęła uciekać. Chcąc nie chcąc musiałam strzelić. Poszłaby na policję a mnie by zamknęli.
Nie miałam zbyt konkretnego planu, więc postanowiłam trochę się z nim pobawić nożem a potem zadać ostateczny cios. Do domu wróciłam w środę wieczorem. Zadzwoniłam do Zbyszka powiedzieć spytać się go czy aby na pewno widzimy się w sobotę. Odpowiedział, że tak i że będzie z nim kolega.
- Jaki kolega? – spytałam lekko zszokowana. Nie byłam na coś takiego przygotowana. Szybko siadłam do laptopa otwierając wyszukiwarkę.
- Michał, Michał Kubiak – szybko wpisałam jego nazwisko. – Wiesz byliśmy pokłóceni przez pewien czas ale teraz się pogodziliśmy i chciałem, żebyś go poznała – mogłam sobie wyobrazić jak uśmiecha się mówiąc mi to wszystko.
- No ok. Wiesz tak pomyślałam, że może pojedziemy do mojego domku na obrzeżach lasu. Będzie całkiem fajnie – uśmiechnęłam się. Błagałam, żeby tylko się zgodził i nie wypytywał o nic.
- W sumie dobry pomysł. Już dawno miałem ochotę się wyrwać z tego miasta na jakieś zadupie. – Zaśmiałam się.
- Oj uwierz, że to niezłe zadupie. – Powiedziałam i pożegnałam się z nim. Znów musiałam tam wrócić i pokopać jeszcze trochę. Zajmie mi to znowu półtora dnia. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Tak więc w sobotę chłopaki zajechali pod mój blok, samochód Zibiego miał przyciemniane szyby i gdyby nie to że użył klaksonu gdy się obok mnie zatrzymał nie zorientowałabym się że to oni. Wślizgnęłam się na tylne siedzenie i przywitałam się z chłopakami. Rozmawialiśmy swobodnie, Michał i Zbyszek często żartowali i widać było, że naprawdę są dobrymi kumplami, którzy mają do nadrobienia sporo czasu. Starałam się być dla nich bardzo miła i zatajać swój narastający entuzjazm. Jeszcze tylko kilka godzin i będzie po wszystkim. Kierowałam ich aż w końcu dotarliśmy na miejsce.
Chłopaki przygotowali ognisko a ja przyniosłam kiełbaski i trzy butelki piwa. Mieliśmy zostać na noc więc mogli sobie pozwolić. Wiedziałam, że oni liczą na coś więcej ale to ja tu dyktuję warunki!
- Fajnie tu masz! – zawołał Michał biorąc butelkę.
- Dzięki! Mój dziadek zbudował tą chatkę, a tata mu pomagał. Teraz jest moja. – Mówiłam oglądając dom, mój wzrok ciągle uciekał w kierunku furtki, której z tej strony nie mogło być widać.
- To co potem porobimy? – zamruczał mi Zbyszek prosto do ucha obejmując od tyłu.
- Poczekajmy aż piwo zacznie działać – uśmiechnęłam się pod nosem głaszcząc go po policzku. W sumie długo nie trzeba było czekać. Dosypałam im bardzo dużo środków odurzających, żeby mieć pewność, że nie obudzą się jak będę ich taskać do domu. Na początku Misiek powiedział, że mu niedobrze i pobiegł chwiejnym krokiem do domu. Zbyszek zaczął się z niego śmiać ale sam zaraz runął na ziemię. Uśmiechnęłam się. Odłożyłam butelkę i poszłam po wiaderko, które napełniłam wodą. Podeszłam do ogniska i ugasiłam je szybko dodatkowo przysypując piaskiem. Chwyciłam Zbigniewa za obie ręce i zaczęłam ciągnąć po ziemi w kierunku drzwi. Trudno mi było wciągnąć go po schodach ale po jakiś piętnastu minutach udało mi się i już przywiązywałam go do krzesła, które już wiele lat temu przymocowałam do podłogi. Więc nawet jakby chciał nie uda mu się wydostać. Gdy po kilkudziesięciu minutach uporałam się z Bartmanem przyszła kolej na jego przyjaciela. Nie chciałam tego ale skoro sam do mnie przyszedł dlaczego miałabym nie skorzystać z okazji. Z Kubiakiem poszło mi o wiele szybciej bo i łazienka była blisko. Usadziłam go na drugim krześle, które było ustawione naprzeciw krzesła Bartmana. Gdy już miałam pewność, że żaden się nie rozwiąże wyciągnęłam swój asortyment i rozłożyłam go na stoliku stojącym przy krzesłach. Usiadłam na nim i sięgając po płaski patyk ostro zakończony zaczęłam się nim bawić czekając aż moi nowi przyjaciele się obudzą.
Dość długo musiałam czekać. Pięć godzin ale ja jestem cierpliwa inaczej zabijałabym wszystkich, których spotkałabym na swojej drodze a tak wybieram tylko niektóre osoby.
- Cześć chłopcy! – uśmiechnęłam się do półprzytomnych siatkarzy. Od razu zorientowali się że coś jest nie tak.
- Co jest?- spytał Kubiak szarpiąc się na krześle.
- Nie szarp się bo zaciśniesz węzły. A nie chcemy przecież, żebyś się nam tutaj udusił, prawda? – spytałam obracając w dłoni nóż.
- Olga co to ma być? Czemu jesteśmy związani? – spytał Bartman, był przestraszony. Słyszałam to w jego głosie i zobaczyłam to w jego oczach. Był przerażony! Uśmiechnęłam się zwycięsko!
- Och! To tylko taka mała, niewinna gra – wzruszyłam ramionami. – Bardzo dawno się w nią nie bawiłam i strasznie mi jej brakuje. Wyjaśnić wam zasady? – spytałam przyglądając się im zszokowanym twarzą.
- Po co ci te noże i pistolet? – spytał przestraszony Michał.
- A tak! To właśnie do naszej gry! – powiedziałam uradowana, że zauważył. Zeskoczyłam ze stołu. – Mam nadzieję, że nie będę musiała używać broni. Nie lubię tak szybko kończyć – powiedziałam smutnym głosem spuszczając wzrok na swoje dłonie. – Raz musiałam tak zrobić bo ona mi uciekała, a ja nie mogłam na to pozwolić, rozumiecie? – spojrzałam na ich. Obydwoje mieli rozdziawione buzie i szeroko otwarte oczy. Nie dowierzali temu co słyszeli. – Wiecie – westchnęłam. – Są różne rodzaje uzależniania. – Zaczęłam przechadzać się wokół nich. – Jedni są uzależnieni od papierosów, inny od alkoholu, narkotyków i tak dalej i tak dalej. Ja natomiast jestem uzależniona od zabijania.
- Co? – zdołał wykrztusić Bartman. Zaraz potem zaczął się śmiać. – Dobre! To jakieś mamy cię tak?! Nie ok! Wrobiliście nas! Patrz Kubi jak nas nabrali! – śmiał się. Jego humor udzielił się Kubiakowi.
- Zamknij ryj!! – wrzasnęłam na niego mocno wkurzona i przyłożyłam nóż do jego gardła. – Teraz też jest ci do śmiechu? – spytałam głosem przesyconym jadem. – Wiedz, że nie lubię jak ktoś mi przerywa. – Jeszcze mocniej przycisnęłam nóż do jego szyi tak, że pojawiły się pierwsze krople krwi. Brunet syknął z bólu. – Ups! – zachichotałam i wyprostowałam się poprawiając włosy. Spojrzałam na jego przyjaciela, który na powrót był przestraszony. – Wiesz mi kolego, że tobie nic by się nie stało gdyby nie twój przyjaciel – zaczęłam, podchodząc do niego – to on zaproponował, żebyśmy się spotkali w trójkę. Tak więc widzisz – kucnęłam koło niego – to jego wina. On mnie do tego zmusił. – Wbiłam mu nóż prosto w udo, jego krzyk przerwał ciszę. – Cii! – szepnęłam. Podeszłam do stołu i zabrałam z niego kilka patyczków i mały młotek. – Oglądaliście Zagubionych? Była tam taka jedna scena gdzie jeden facet wbijał takie coś długiemu pod paznokcie. Podobno strasznie boli – skrzywiłam się lekko. – Nie powiem wam jak bardzo bo jeszcze tego nie stosowałam. To od którego mam zacząć? – Uśmiechnęłam się do siatkarzy.
- Czemu ty to robisz? – wysapał Kubiak, któremu nogawka dżinsów już zdążyła w większości zabarwić się na czerwono.
- Czemu to robię wam, czy w ogóle? – zamyśliłam się. – Nie wiem, może dlatego, że każdy powinien mieć jakieś hobby a ja uwielbiam patrzeć jak życie ludzi zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Czuję się wtedy jak bogini! – zaśmiałam się.
- To jest chore! Proszę wypuść nas!
- Ha! Żebyście poszli z tym na policję i żeby mnie zamknęli w wariatkowie?! Mowy nie ma! Upatrzyłam sobie ciebie i nie zrezygnuję! A ty – spojrzałam na Kubiaka – jesteś przy okazji, jak już mówiłam, nie chciałam ciebie tylko jego! – wskazałam młotkiem na jego przyjaciela. – Wiecie jak trudno jest samemu w ciągu pięciu dni wykopać dwa doły dla takich wielkoludów jak wy? Trochę się namęczyłam ale będziecie mieli przytulnie. – Podeszłam do Bartmana, kucnęłam przy nim i przymierzyłam się do wbicia pierwszego patyczka. Wyrywał się i szarpał ale węzły były zbyt mocno zaciśnięte a dodatkowo jak się szarpał zaciskały się jeszcze bardziej. Pierwsze uderzenie i ogłuszający wrzask odbił się od wszystkich ścian chatki. Uderzyłam jeszcze dwa razy i podeszłam do jego kolegi z którym uczyniłam to samo. Krew kapała ciurkiem na podłogę a ja zabrałam się do wpijania kolejnych patyczków. Gdy już wpiłam wszystkie sześć, które przygotowałam zrobiłam sobie przerwę, bo chłopcy niewytrzymali po prostu z bólu.
Usiadłam na stoliku i czekałam aż się obudzą, po piętnastu minutach byłam tak znudzona, że przyniosłam dwie miski wypełnione po brzegi lodowatą wodą. Podeszłam najpierw do Bartmana i wylałam mu wszystko prosto na głowę, ocknął się od razu prychając. Następnie podobnie uczyniłam to z drugą miską. Kiedy już panowie się dostatecznie rozbudzili wzięłam obcęgi i wyrwałam Bartmanowi jednego paznokcia. Krzyknął tak, że aż mi uszy się zatkały, zaśmiałam się i wyrzuciłam obcęgi za siebie.
- Wiecie – westchnęłam – powoli zaczynacie mi się nudzić. Myślałam, że będę miała z wami większą zabawę.
- Myślisz, że to wszystko ujdzie ci na sucho, suko?! – warknął Bartman.
- Ktoś zauważy, że nas nie ma i wezwie policję a potem to już tylko kwestia czasu jak cię złapią! – dołączył się Kubiak.
- Taak – rozmarzyłam się. – Wiele razy wyobrażałam sobie jak mnie łapie policja i stawiają przed sąd. Ale wiecie co? Od pięciu lat jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, że to ja mogę stać za tymi wszystkimi zabójstwami. Szkoda tylko, że nie mam swojego pseudonimu, tak jak Kuba Rozpruwacz. – Obydwaj spojrzeli na mnie z przerażeniem. Zaśmiałam się. – Spokojnie nic wam nie będę wycinać!
- Jesteś wariatką!
- Po co nas trzymasz?! Nie lepiej od razu nam walnąć kulkę w łeb? – spytał Kubiak.
- Mówiłam już że wtedy nie ma zabawy – posłałam mu uśmiech. – Wiesz co? Wkurwiasz mnie! – podeszłam do niego i zadałam jeden cios w klatkę piersiową.
- Niee!!! – usłyszałam jakby z drugiego pokoju wrzask Bartmana. Wyciągnęłam nóż i ponownie uderzyłam. Chłopak krztusił się już krwią, zadawałam kolejne ciosy coraz szybciej aż w końcu jego głowa opadła bezwładnie na zakrwawioną koszulkę.
- Kurczę, będę musiała się przebrać. Wiesz jak trudno jest sprać krew? – odwróciłam się do bruneta. Szarpał się i krzyczał. Po kilku minutach szarpania zaczął trudniej oddychać. – Mówiłam, żebyś się nie szarpał! Udusisz się.
- I dobrze, świrusko! – powiedział jeszcze raz wykonał gwałtowny ruch tułowiem. Podeszłam do niego i tym samym nożem, którym zadźgałam jego kolegę, przecięłam mu policzek. Od razu popłynęła krew, a Bartman wydarł się i splunął mi prosto w twarz. Zdenerwowałam się i wbiłam mu nóż prosto w brzuch.
- Nie dałeś mi się pobawić! – warknęłam przekręcając powoli ostrze. Z jego ust popłynęła strużka czarnej krwi. Wyjęłam nóż i ponownie wbiłam go w brzuch bruneta, przekręciłam go powoli. Z ogromną satysfakcją patrzyłam jak jego oczy gasną, jak uchodzi z niego życie.
Po zapadnięciu zmroku i wyczyszczeniu podłogi, zapakowałam ciało na taczkę. Wyrzuciwszy zwłoki Michała obok dołu zrobiłam sobie krótką przerwę a następnie wróciłam do domku po drugie ciało. Ogółem musiałam i tak zrobić trzy rundki bo musiałam zabrać z garażu łopatę i resztę rzeczy schowanych w torbie. Taczkę odstawiłam na miejsce. Dojście do polany z torbą na ramieniu zajęło mi o połowę mniej czasu niż z taczką, na której było ciało. Gdy już doszłam na miejsce przycupnęłam na kamieniu i opróżniłam pół butelki wody potem zabrałam się do roboty. Z lekkim trudem wepchnęłam ciała do dołów a potem zabrałam się za zakopywanie. Jak zwykle zabrakło ziemi żeby wyrównać dół. Zawsze brakowało, na szczęście miałam kamienie, z których usypałam na jednym i drugim grobie mały stosik. Wytarłam rękawem spocone czoło i spojrzałam w niebo. Zaczynało świtać, zebrałam swoje rzeczy i zarzuciłam torbę na ramię. Jeszcze raz omiotłam spojrzeniem polanę i wykopane groby. Pamiętałam gdzie kto leży, uśmiechnęłam się do siebie i ruszyłam w drogę powrotną. Jak zwykle umyłam wszystkie narzędzia i wyprałam ciuchy, podczas gdy one się suszyły ja jeszcze raz obejrzałam dokładnie dom czy aby na pewno wszędzie jest czysto. Upewniwszy się że wszystko jest w należytym porządku wsiadłam do auta bruneta i odjechałam nim. Dojechałam do wielkiego dołu gdzie ludzie z tej okolicy wyrzucali różnorodne graty. Pozbywszy się wszystkich dokumentów ze schowka i tablic rejestracyjnych udało mi się ustawić samochód tak że zjechał po urwisku kilkakrotnie koziołkując. Tablice wyrzuciłam w dwóch różnych miejscach a papiery spaliłam. Wróciłam do domu.
Spojrzałam w lustro i uśmiechnęłam się do siebie, założyłam za ucho zbłąkany kosmyk blond włosów, poprawiłam makijaż i wyszłam z łazienki. Ubrałam się i wyszłam przed blok gdzie czekała już na mnie przyjaciółka. Wsiadłam do auta i przywitałam ją buziakiem w policzek. Ruszyłyśmy na podbój kolejnego klubu.


*** 
To moja pierwsza miniaturka, wpadłam na pomysł przypadkiem - dokładniej przeglądając gazetę xD.
Piszcie jak wam się podoba bo mi bardzo :D 
Pozdrawiam! 

2 komentarze:

  1. Ok, zaczynam.
    Mówiłam ci już co sądzę o zaczynaniu powiadań w ten sposób, beznadziejne. Jednak ci powiem że nie byłaś oryginalna, bo czytałam dużo blogów i jeden z nich był o Winiarskim (rzecz jasna że nie przeczytałam go do końca XD) i pomysł był ten sam, tyle że dziewczyna wypatrywała sobie ofiary w parku.
    Aaaaale, podsumowując nie jest najgorzej, z wyjątkiem tego iż wiedziałam że jesteś mocno świrnięta i opętana, ale nie wiedziałam że aż tak bardzo i powoli zaczynam się ciebie bać, być może dlatego że jesteś moją siostrą, mieszkasz niedaleko i od jakiegoś czasu zaczęłaś balować,a ja tam nie wiem gdzie ty jeździsz. Boję się ciebie, serio.
    Także miniaturka jest opętana, ty jesteś opętana, dobraliście się ;)
    A! Jeszcze moja opinia, nie było najgorzej, ale nie za bardzo mi się też podobało.
    Bez pozdrowień ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. świetne to jest :D
    ta dziewczyna ma jednak coś z głową skoro lubi zabijać i daje jej to frajdą :/
    smutno mi było że Zbyszek i Kubiak umarli :/ miałam nadzieję do końca że ktoś ich jednak znajdzie i nie umrą a ona trafi za kratki
    ale jednak zawsze jej udzie na sucho
    ale pewnie ktoś się i tak by się zorientował :P
    mam nadzieję że będziesz nadal pisać te Miniaturki :p
    pozdrawia :D
    czekam na kolejny rozdział o Kurku:D

    OdpowiedzUsuń