Patrzę w
lustro i co widzę? Blond piękność o stu siedemdziesięciu pięciu centymetrach
wzrostu. Poprawiłam jeszcze raz włosy i przejechałam czerwoną szminką po ustach.
Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i wyszłam z łazienki gasząc światło.
Przeszłam do sypialni i założyłam czarne szpilki, które stały tuż przy łóżku.
Chwyciłam swoją kopertówkę i wyszłam z mieszkania zamykając je. Zeszłam szybko
po schodach i wyszłam na ulicę gdzie czekało na mnie już czarne punto mojej
koleżanki. Wsiadłam i przywitałam się z nią buziakiem w policzek i zaraz szybko
ruszyłyśmy. Plotkowałyśmy o raczej babskich sprawach aż w końcu znalazłyśmy się
przed klubem, naszego znajomego. Podeszłyśmy do ochroniarza, który wpuścił nas
bez żadnego problemu. Spojrzałam jeszcze z politowaniem na bandę dzieciaków z
podrabianymi dowodami i weszłam za Kamilą.
Podczas gdy Kamila witała się ze swoim chłopakiem ja
usiadłam na sofie w naszej loży. Muzyka dudniła mi w uszach więc nie słyszałam,
że ktoś coś do mnie krzyczy. Dopiero gdy złapał mnie za rękę odwróciłam się.
- Cześć! – krzyknął Łukasz – właściciel klubu.
Uśmiechnęłam się szeroko do niego i również przywitałam buziakiem w policzek.
- Hej! – odkrzyknęłam.
- Chcesz się czegoś napić? – spytał. Kiwnęłam głową
i już go nie było. Ponownie usiadłam na kanapie obserwując ludzi. Niektórzy z
nich nie wyglądali na pełnoletnich jednak jakimś cudem udało im się przekupić
ochroniarza albo może jakoś go ominęli. Po kilku minutach wrócił Łukasz z dwoma
szklankami piwa. Uśmiechnęłam się w podzięce do niego. Nie było sensu
wykrzykiwać „Dziękuję!” Pobawiłam się trochę słomką a potem upiłam kilka łyków.
Dołączyli do nas Kamila z Tomkiem -byliśmy grupką przyjaciół – ja, Kamila,
Tomek i Łukasz – odkąd tylko spotkaliśmy się w liceum. Szmat czasu! – lecz
Tomek szybko odszedł do baru zamówić coś dla nich. Łukasz zajął się rozmową z
Kamilą a ja siedziałam cicho obserwując i popijając piwo przez słomkę. Nawet
nie zdawałam sobie sprawy, że noga podryguje mi w rytm muzyki.
Kiedy byliśmy już wszyscy po jednym piwie ruszyliśmy
na parkiet. Nawet tańcząc obserwowałam wszystkich. Byłam na głodzie i musiałam
go zaspokoić. Kiedy więc po przetańczeniu dwóch piosenek poczułam, że ktoś
łapie mnie od tyłu, szeroko się uśmiechnęłam – a może? Odwróciłam się do niego.
Facet był wysoki, na oko jakieś dwa metry. Brunet,
zielone oczy i niezwykle umięśniony. Uśmiechnęłam się do niego i zaczęliśmy
tańczyć. Kilkanaście minut później siedzieliśmy już na kanapie w mojej loży i
popijaliśmy piwo, które On kupił. W całym tym hałasie dowiedziałam się tylko,
że ma na imię Zbyszek, spodobał mi się i nie zamierzałam go stracić.
Spędziliśmy razem cały wieczór i wymieniliśmy się numerami telefonu.
Około godziny trzeciej zaczęliśmy się zbierać z
Kamilą. Pożegnałam się więc z moim nowym kolegą namiętnym pocałunkiem i wyszłam
z klubu. Po kilkunastu minutach byłyśmy już pod moim domem. Rzuciłam koleżance
krótkie „Cześć” i wyszłam szybko z auta. Gdy tylko weszłam do mieszkania
zaczęłam zdejmować z siebie ubranie i w samej bieliźnie wskoczyłam pod kołdrę.
Następnego dnia obudziłam się około jedenastej.
Najpierw poszłam do łazienki. Gdy po prawie czterdziestu minutach się ogarnęłam
poszłam do kuchni i zrobiłam sobie kawę. Z kubkiem parującego napoju siadłam
przy stole i włączyłam laptopa, a następnie wpisałam w wyszukiwarkę „Zbigniew
Bartman”. Okazało się że mój wczorajszy kompan zabawy był bardzo sławnym
polskim siatkarzem, Pootwierałam kilka okien i czekałam aż się załadują. W tym
czasie podeszłam do lodówki i wyjęłam z niego jogurt jagodowy.
Gdy znalazłam już parę przydatnych informacji,
wzięłam swój czarny notatnik i zapisałam wszystko czego się dowiedziałam.
Następnie go przejrzałam i zastanawiałam się co by tym razem zrobić. Na sam
początek muszę jechać do domku i przygotować mu miejsce. Jest strasznie wysoki
więc zajmie mi to sporo czasu ale jak by go tu zabić? Upozorować samobójstwo
czy jednak pobawić się w Kubę Rozpruwacza? Zachichotałam zamykając laptopa.
Udałam się do sypialni skąd wzięłam telefon, portfel oraz dokumenty z
kluczykami i przełożyłam je do innej torebki. Przebrałam się w coś bardziej
wygodnego, a stopy odziałam w stare ale bardzo wygodne adidasy.
Jechałam prawie dwie godziny, gdy już byłam na miejscu
zaparkowałam na tyłach domu tak, że z żadnej strony nikt nie zobaczy mojego
samochodu. Weszłam do garażu i wielkiej ohydnie zielonej torby zaczęłam pakować
potrzebne mi rzeczy – notes, miarkę, szpadel, kilof oraz kilka butelek wody,
ręcznik i bluzkę na zmianę, które zawsze trzymałam w górnej szafce na lewo od
wejścia do domu. Zarzuciwszy torbę na ramię wyszłam z garażu i poszłam na tyły
domu. Przeszłam przez furtkę, którą swoją drogą muszę naoliwić, i kierowałam
się w stronę lasu. Do polany było jakieś pięć kilometrów, przez pierwsze
kilkaset metrów była zwykła łąka na której rosły małe świerki a dalej był gęsty
las. Weszłam między wielkie paprocie skąd znalazłam ścieżkę prowadzącą na
polankę. W mniej więcej połowie drogi zatrzymałam się żeby się napić i znów
ruszyłam. Gdy już znalazłam się na miejscu przycupnęłam na wielkim kamieniu a
torbę położyłam przy nogach. Rozejrzałam się zastanawiając gdzie zacząć kopać.
Facet był wysoki, wysportowany i na pewno ciężki jak cholera. Jeśli dam radę
jakoś go tutaj przytaskać to nie wiem czy będę miała siły ciągnąć go jeszcze
kilka metrów. Wstałam, zrobiłam pięć dużych kroków i przejechałam adidasem po
ziemi zaznaczając miejsce. Poszłam poszukać patyków do zaznaczenia miejsca i
wróciłam zabrawszy przedtem torbę. Wyjęłam notes i miarkę, przeczytałam swoją
notatkę i zabrałam się do odmierzania. Zaznaczyłam cztery skrajne punkty i
zaczęłam kopać, na szczęście ziemia tutaj nie była taka twarda i nie musiałam
używać kilofu tak jak to było przy tej trzyletniej Renatce. Już po kilku
machnięciach łopatą złapała mnie zadyszka a na czole pojawiły się pierwsze
krople potu, otarłam je szybko rękawem i wróciłam do pracy. Przed zapadnięciem
zmroku miałam już wykopane jedną czwartą grobu.
Wróciłam na polanę z samego rana. Wczorajszy wieczór
spędziłam na opracowaniu planu jakby to zaciągnąć Zbyszka do mieszkania lub
jakby się tu wprosić do niego. Tym razem wzięłam ze sobą również kanapki bo
miałam zamiar spędzić tu prawie cały dzień. Po kilkunastu godzinach kopania
usłyszałam swój telefon, wygramoliłam się z coraz bardziej pogłębiającego się
dołu i usiadłam na jego krawędzi, wygrzebałam z torby aparat i nacisnęłam
odpowiedni klawisz po czym przyłożyłam telefon do ucha.
- Cześć! – usłyszałam znajomy głos. Uśmiechnęłam się
chytrze.
- No cześć przystojniaku!
- Nie dzwoniłaś to ja postanowiłem – mówił bardzo
radosnym głosem. No naciesz się kolego, już niedługo! – Tak sobie myślałem, że
może się spotkamy?
- Jasne! – Próbowałam ukryć zadyszkę ale chyba mi
się nie udało.
- Coś się stało?
- Niee – zaśmiałam się. – Ćwiczę. To kiedy?
- Nie wiem. Kiedy ci pasuje?
- Jak na razie ten tydzień mam zawalony ale myślę,
że w sobotę dam radę się wyrwać, co ty na to? – Myślę, że do soboty uwinę się
ze wszystkim.
- No ok! To wpadnę po ciebie około dwudziestej,
podeślesz mi potem adres.
- Ok. To do zobaczenia! – pożegnałam się. Zbyszek
życzył mi jeszcze miłego dnia i się rozłączył. Odłożyłam telefon i sięgnęłam po
kanapkę i wodę, zrobiłam sobie dziesięciominutową przerwę i potem znów wróciłam
do pracy. Do godziny siedemnastej grób był gotowy. Ze sterty ziemi wygrzebałam
sporo kamieni z których postanowiłam zrobić napis. Zabrałam wszystkie rzeczy i
wróciłam do domku. Oczywiście zanim odłożyłam wszystko na miejsce dokładnie
umyłam narzędzia a ręcznik i bluzkę wyprałam ręcznie, nie miałam tu pralki.
Poszłam potem do kuchni i z lodówki wyciągnęłam zimne piwo. Usiadłam przy stole
i zaczęłam rozmyślać nad moim planem. Będę musiała go na pewno mocno związać,
żeby mi nie uciekł jak już się ocknie nie będę miała z nim szans. Nie chcę
powtórzyć błędu sprzed czterech lat kiedy to dziewczyna przebudziła się i
korzystając z okazji, że stałam do niej tyłem po prostu zaczęła uciekać. Chcąc
nie chcąc musiałam strzelić. Poszłaby na policję a mnie by zamknęli.
Nie miałam zbyt konkretnego planu, więc postanowiłam
trochę się z nim pobawić nożem a potem zadać ostateczny cios. Do domu wróciłam
w środę wieczorem. Zadzwoniłam do Zbyszka powiedzieć spytać się go czy aby na
pewno widzimy się w sobotę. Odpowiedział, że tak i że będzie z nim kolega.
- Jaki kolega? – spytałam lekko zszokowana. Nie
byłam na coś takiego przygotowana. Szybko siadłam do laptopa otwierając
wyszukiwarkę.
- Michał, Michał Kubiak – szybko wpisałam jego
nazwisko. – Wiesz byliśmy pokłóceni przez pewien czas ale teraz się
pogodziliśmy i chciałem, żebyś go poznała – mogłam sobie wyobrazić jak uśmiecha
się mówiąc mi to wszystko.
- No ok. Wiesz tak pomyślałam, że może pojedziemy do
mojego domku na obrzeżach lasu. Będzie całkiem fajnie – uśmiechnęłam się.
Błagałam, żeby tylko się zgodził i nie wypytywał o nic.
- W sumie dobry pomysł. Już dawno miałem ochotę się
wyrwać z tego miasta na jakieś zadupie. – Zaśmiałam się.
- Oj uwierz, że to niezłe zadupie. – Powiedziałam i
pożegnałam się z nim. Znów musiałam tam wrócić i pokopać jeszcze trochę. Zajmie
mi to znowu półtora dnia. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Tak więc w sobotę chłopaki zajechali pod mój blok,
samochód Zibiego miał przyciemniane szyby i gdyby nie to że użył klaksonu gdy
się obok mnie zatrzymał nie zorientowałabym się że to oni. Wślizgnęłam się na
tylne siedzenie i przywitałam się z chłopakami. Rozmawialiśmy swobodnie, Michał
i Zbyszek często żartowali i widać było, że naprawdę są dobrymi kumplami,
którzy mają do nadrobienia sporo czasu. Starałam się być dla nich bardzo miła i
zatajać swój narastający entuzjazm. Jeszcze tylko kilka godzin i będzie po
wszystkim. Kierowałam ich aż w końcu dotarliśmy na miejsce.
Chłopaki przygotowali ognisko a ja przyniosłam
kiełbaski i trzy butelki piwa. Mieliśmy zostać na noc więc mogli sobie
pozwolić. Wiedziałam, że oni liczą na coś więcej ale to ja tu dyktuję warunki!
- Fajnie tu masz! – zawołał Michał biorąc butelkę.
- Dzięki! Mój dziadek zbudował tą chatkę, a tata mu
pomagał. Teraz jest moja. – Mówiłam oglądając dom, mój wzrok ciągle uciekał w
kierunku furtki, której z tej strony nie mogło być widać.
- To co potem porobimy? – zamruczał mi Zbyszek
prosto do ucha obejmując od tyłu.
- Poczekajmy aż piwo zacznie działać – uśmiechnęłam
się pod nosem głaszcząc go po policzku. W sumie długo nie trzeba było czekać.
Dosypałam im bardzo dużo środków odurzających, żeby mieć pewność, że nie obudzą
się jak będę ich taskać do domu. Na początku Misiek powiedział, że mu niedobrze
i pobiegł chwiejnym krokiem do domu. Zbyszek zaczął się z niego śmiać ale sam
zaraz runął na ziemię. Uśmiechnęłam się. Odłożyłam butelkę i poszłam po
wiaderko, które napełniłam wodą. Podeszłam do ogniska i ugasiłam je szybko
dodatkowo przysypując piaskiem. Chwyciłam Zbigniewa za obie ręce i zaczęłam
ciągnąć po ziemi w kierunku drzwi. Trudno mi było wciągnąć go po schodach ale
po jakiś piętnastu minutach udało mi się i już przywiązywałam go do krzesła,
które już wiele lat temu przymocowałam do podłogi. Więc nawet jakby chciał nie
uda mu się wydostać. Gdy po kilkudziesięciu minutach uporałam się z Bartmanem
przyszła kolej na jego przyjaciela. Nie chciałam tego ale skoro sam do mnie
przyszedł dlaczego miałabym nie skorzystać z okazji. Z Kubiakiem poszło mi o
wiele szybciej bo i łazienka była blisko. Usadziłam go na drugim krześle, które
było ustawione naprzeciw krzesła Bartmana. Gdy już miałam pewność, że żaden się
nie rozwiąże wyciągnęłam swój asortyment i rozłożyłam go na stoliku stojącym
przy krzesłach. Usiadłam na nim i sięgając po płaski patyk ostro zakończony
zaczęłam się nim bawić czekając aż moi nowi przyjaciele się obudzą.
Dość długo musiałam czekać. Pięć godzin ale ja
jestem cierpliwa inaczej zabijałabym wszystkich, których spotkałabym na swojej
drodze a tak wybieram tylko niektóre osoby.
- Cześć chłopcy! – uśmiechnęłam się do
półprzytomnych siatkarzy. Od razu zorientowali się że coś jest nie tak.
- Co jest?- spytał Kubiak szarpiąc się na krześle.
- Nie szarp się bo zaciśniesz węzły. A nie chcemy
przecież, żebyś się nam tutaj udusił, prawda? – spytałam obracając w dłoni nóż.
- Olga co to ma być? Czemu jesteśmy związani? –
spytał Bartman, był przestraszony. Słyszałam to w jego głosie i zobaczyłam to w
jego oczach. Był przerażony! Uśmiechnęłam się zwycięsko!
- Och! To tylko taka mała, niewinna gra – wzruszyłam
ramionami. – Bardzo dawno się w nią nie bawiłam i strasznie mi jej brakuje.
Wyjaśnić wam zasady? – spytałam przyglądając się im zszokowanym twarzą.
- Po co ci te noże i pistolet? – spytał
przestraszony Michał.
- A tak! To właśnie do naszej gry! – powiedziałam
uradowana, że zauważył. Zeskoczyłam ze stołu. – Mam nadzieję, że nie będę
musiała używać broni. Nie lubię tak szybko kończyć – powiedziałam smutnym
głosem spuszczając wzrok na swoje dłonie. – Raz musiałam tak zrobić bo ona mi
uciekała, a ja nie mogłam na to pozwolić, rozumiecie? – spojrzałam na ich.
Obydwoje mieli rozdziawione buzie i szeroko otwarte oczy. Nie dowierzali temu
co słyszeli. – Wiecie – westchnęłam. – Są różne rodzaje uzależniania. –
Zaczęłam przechadzać się wokół nich. – Jedni są uzależnieni od papierosów, inny
od alkoholu, narkotyków i tak dalej i tak dalej. Ja natomiast jestem
uzależniona od zabijania.
- Co? – zdołał wykrztusić Bartman. Zaraz potem
zaczął się śmiać. – Dobre! To jakieś mamy cię tak?! Nie ok! Wrobiliście nas!
Patrz Kubi jak nas nabrali! – śmiał się. Jego humor udzielił się Kubiakowi.
- Zamknij ryj!! – wrzasnęłam na niego mocno wkurzona
i przyłożyłam nóż do jego gardła. – Teraz też jest ci do śmiechu? – spytałam
głosem przesyconym jadem. – Wiedz, że nie lubię jak ktoś mi przerywa. – Jeszcze
mocniej przycisnęłam nóż do jego szyi tak, że pojawiły się pierwsze krople
krwi. Brunet syknął z bólu. – Ups! – zachichotałam i wyprostowałam się
poprawiając włosy. Spojrzałam na jego przyjaciela, który na powrót był
przestraszony. – Wiesz mi kolego, że tobie nic by się nie stało gdyby nie twój
przyjaciel – zaczęłam, podchodząc do niego – to on zaproponował, żebyśmy się
spotkali w trójkę. Tak więc widzisz – kucnęłam koło niego – to jego wina. On
mnie do tego zmusił. – Wbiłam mu nóż prosto w udo, jego krzyk przerwał ciszę. –
Cii! – szepnęłam. Podeszłam do stołu i zabrałam z niego kilka patyczków i mały
młotek. – Oglądaliście Zagubionych? Była tam taka jedna scena gdzie jeden facet
wbijał takie coś długiemu pod paznokcie. Podobno strasznie boli – skrzywiłam
się lekko. – Nie powiem wam jak bardzo bo jeszcze tego nie stosowałam. To od
którego mam zacząć? – Uśmiechnęłam się do siatkarzy.
- Czemu ty to robisz? – wysapał Kubiak, któremu
nogawka dżinsów już zdążyła w większości zabarwić się na czerwono.
- Czemu to robię wam, czy w ogóle? – zamyśliłam się.
– Nie wiem, może dlatego, że każdy powinien mieć jakieś hobby a ja uwielbiam
patrzeć jak życie ludzi zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Czuję się wtedy jak
bogini! – zaśmiałam się.
- To jest chore! Proszę wypuść nas!
- Ha! Żebyście poszli z tym na policję i żeby mnie
zamknęli w wariatkowie?! Mowy nie ma! Upatrzyłam sobie ciebie i nie zrezygnuję!
A ty – spojrzałam na Kubiaka – jesteś przy okazji, jak już mówiłam, nie
chciałam ciebie tylko jego! – wskazałam młotkiem na jego przyjaciela. – Wiecie
jak trudno jest samemu w ciągu pięciu dni wykopać dwa doły dla takich
wielkoludów jak wy? Trochę się namęczyłam ale będziecie mieli przytulnie. –
Podeszłam do Bartmana, kucnęłam przy nim i przymierzyłam się do wbicia
pierwszego patyczka. Wyrywał się i szarpał ale węzły były zbyt mocno zaciśnięte
a dodatkowo jak się szarpał zaciskały się jeszcze bardziej. Pierwsze uderzenie
i ogłuszający wrzask odbił się od wszystkich ścian chatki. Uderzyłam jeszcze
dwa razy i podeszłam do jego kolegi z którym uczyniłam to samo. Krew kapała
ciurkiem na podłogę a ja zabrałam się do wpijania kolejnych patyczków. Gdy już
wpiłam wszystkie sześć, które przygotowałam zrobiłam sobie przerwę, bo chłopcy
niewytrzymali po prostu z bólu.
Usiadłam na stoliku i czekałam aż się obudzą, po
piętnastu minutach byłam tak znudzona, że przyniosłam dwie miski wypełnione po
brzegi lodowatą wodą. Podeszłam najpierw do Bartmana i wylałam mu wszystko
prosto na głowę, ocknął się od razu prychając. Następnie podobnie uczyniłam to
z drugą miską. Kiedy już panowie się dostatecznie rozbudzili wzięłam obcęgi i
wyrwałam Bartmanowi jednego paznokcia. Krzyknął tak, że aż mi uszy się zatkały,
zaśmiałam się i wyrzuciłam obcęgi za siebie.
- Wiecie – westchnęłam – powoli zaczynacie mi się
nudzić. Myślałam, że będę miała z wami większą zabawę.
- Myślisz, że to wszystko ujdzie ci na sucho, suko?!
– warknął Bartman.
- Ktoś zauważy, że nas nie ma i wezwie policję a
potem to już tylko kwestia czasu jak cię złapią! – dołączył się Kubiak.
- Taak – rozmarzyłam się. – Wiele razy wyobrażałam
sobie jak mnie łapie policja i stawiają przed sąd. Ale wiecie co? Od pięciu lat
jeszcze nikt nie wpadł na pomysł, że to ja mogę stać za tymi wszystkimi
zabójstwami. Szkoda tylko, że nie mam swojego pseudonimu, tak jak Kuba
Rozpruwacz. – Obydwaj spojrzeli na mnie z przerażeniem. Zaśmiałam się. –
Spokojnie nic wam nie będę wycinać!
- Jesteś wariatką!
- Po co nas trzymasz?! Nie lepiej od razu nam walnąć
kulkę w łeb? – spytał Kubiak.
- Mówiłam już że wtedy nie ma zabawy – posłałam mu
uśmiech. – Wiesz co? Wkurwiasz mnie! – podeszłam do niego i zadałam jeden cios
w klatkę piersiową.
- Niee!!! – usłyszałam jakby z drugiego pokoju
wrzask Bartmana. Wyciągnęłam nóż i ponownie uderzyłam. Chłopak krztusił się już
krwią, zadawałam kolejne ciosy coraz szybciej aż w końcu jego głowa opadła
bezwładnie na zakrwawioną koszulkę.
- Kurczę, będę musiała się przebrać. Wiesz jak
trudno jest sprać krew? – odwróciłam się do bruneta. Szarpał się i krzyczał. Po
kilku minutach szarpania zaczął trudniej oddychać. – Mówiłam, żebyś się nie
szarpał! Udusisz się.
- I dobrze, świrusko! – powiedział jeszcze raz
wykonał gwałtowny ruch tułowiem. Podeszłam do niego i tym samym nożem, którym
zadźgałam jego kolegę, przecięłam mu policzek. Od razu popłynęła krew, a
Bartman wydarł się i splunął mi prosto w twarz. Zdenerwowałam się i wbiłam mu
nóż prosto w brzuch.
- Nie dałeś mi się pobawić! – warknęłam przekręcając
powoli ostrze. Z jego ust popłynęła strużka czarnej krwi. Wyjęłam nóż i
ponownie wbiłam go w brzuch bruneta, przekręciłam go powoli. Z ogromną
satysfakcją patrzyłam jak jego oczy gasną, jak uchodzi z niego życie.
Po zapadnięciu zmroku i wyczyszczeniu podłogi,
zapakowałam ciało na taczkę. Wyrzuciwszy zwłoki Michała obok dołu zrobiłam
sobie krótką przerwę a następnie wróciłam do domku po drugie ciało. Ogółem
musiałam i tak zrobić trzy rundki bo musiałam zabrać z garażu łopatę i resztę
rzeczy schowanych w torbie. Taczkę odstawiłam na miejsce. Dojście do polany z
torbą na ramieniu zajęło mi o połowę mniej czasu niż z taczką, na której było
ciało. Gdy już doszłam na miejsce przycupnęłam na kamieniu i opróżniłam pół
butelki wody potem zabrałam się do roboty. Z lekkim trudem wepchnęłam ciała do
dołów a potem zabrałam się za zakopywanie. Jak zwykle zabrakło ziemi żeby
wyrównać dół. Zawsze brakowało, na szczęście miałam kamienie, z których
usypałam na jednym i drugim grobie mały stosik. Wytarłam rękawem spocone czoło
i spojrzałam w niebo. Zaczynało świtać, zebrałam swoje rzeczy i zarzuciłam
torbę na ramię. Jeszcze raz omiotłam spojrzeniem polanę i wykopane groby.
Pamiętałam gdzie kto leży, uśmiechnęłam się do siebie i ruszyłam w drogę powrotną.
Jak zwykle umyłam wszystkie narzędzia i wyprałam ciuchy, podczas gdy one się
suszyły ja jeszcze raz obejrzałam dokładnie dom czy aby na pewno wszędzie jest
czysto. Upewniwszy się że wszystko jest w należytym porządku wsiadłam do auta
bruneta i odjechałam nim. Dojechałam do wielkiego dołu gdzie ludzie z tej
okolicy wyrzucali różnorodne graty. Pozbywszy się wszystkich dokumentów ze
schowka i tablic rejestracyjnych udało mi się ustawić samochód tak że zjechał po
urwisku kilkakrotnie koziołkując. Tablice wyrzuciłam w dwóch różnych miejscach
a papiery spaliłam. Wróciłam do domu.
Spojrzałam w lustro i
uśmiechnęłam się do siebie, założyłam za ucho zbłąkany kosmyk blond włosów,
poprawiłam makijaż i wyszłam z łazienki. Ubrałam się i wyszłam przed blok gdzie
czekała już na mnie przyjaciółka. Wsiadłam do auta i przywitałam ją buziakiem w
policzek. Ruszyłyśmy na podbój kolejnego klubu.***
To moja pierwsza miniaturka, wpadłam na pomysł przypadkiem - dokładniej przeglądając gazetę xD.
Piszcie jak wam się podoba bo mi bardzo :D
Pozdrawiam!
Ok, zaczynam.
OdpowiedzUsuńMówiłam ci już co sądzę o zaczynaniu powiadań w ten sposób, beznadziejne. Jednak ci powiem że nie byłaś oryginalna, bo czytałam dużo blogów i jeden z nich był o Winiarskim (rzecz jasna że nie przeczytałam go do końca XD) i pomysł był ten sam, tyle że dziewczyna wypatrywała sobie ofiary w parku.
Aaaaale, podsumowując nie jest najgorzej, z wyjątkiem tego iż wiedziałam że jesteś mocno świrnięta i opętana, ale nie wiedziałam że aż tak bardzo i powoli zaczynam się ciebie bać, być może dlatego że jesteś moją siostrą, mieszkasz niedaleko i od jakiegoś czasu zaczęłaś balować,a ja tam nie wiem gdzie ty jeździsz. Boję się ciebie, serio.
Także miniaturka jest opętana, ty jesteś opętana, dobraliście się ;)
A! Jeszcze moja opinia, nie było najgorzej, ale nie za bardzo mi się też podobało.
Bez pozdrowień ;*
świetne to jest :D
OdpowiedzUsuńta dziewczyna ma jednak coś z głową skoro lubi zabijać i daje jej to frajdą :/
smutno mi było że Zbyszek i Kubiak umarli :/ miałam nadzieję do końca że ktoś ich jednak znajdzie i nie umrą a ona trafi za kratki
ale jednak zawsze jej udzie na sucho
ale pewnie ktoś się i tak by się zorientował :P
mam nadzieję że będziesz nadal pisać te Miniaturki :p
pozdrawia :D
czekam na kolejny rozdział o Kurku:D