poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Rozdział 10



Wstałam wcześniej i zrobiłam Bartkowi śniadanie. Zaraz potem poszłam go obudzić. Była wigilia a on musiał iść na trening. Serio już mogliby dać im dzisiaj wolne. Kurek szybko zjadł śniadanie przy którym dałam mu prezent. Bardzo się ucieszył, sam też wręczył mi prezent – złoty łańcuszek z małą zawieszką w kształcie serca. Gdy tylko zjadł śniadanie wyszedł z domu. Ja wyszłam zaraz po nim bo Felek musiał za potrzebą. Jako, że i tak nie miałam co robić w domu bo potem jedziemy do rodziców Bartka chodziłam bez celu. Poszłam do parku gdzie pospacerowałam sobie kilkanaście minut a potem wróciłam do domu. Nie było mnie półtorej godziny. Zmarzłam okropnie więc szybko wstawiłam sobie wodę na herbatę i poszłam założyć cieplejszy sweter. Poszłam jeszcze do łazienki i wróciłam akurat jak się woda gotowała, szybko zalałam kubek i postawiłam go na stole. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wykręciłam numer do Sylwii.
- Heej! – odebrała dopiero przy czwartym sygnale.
- Cześć! Kogo ja słyszę! – usłyszałam jej radosny głos a zaraz potem jakby coś się stłukło.- Aga! Mówiłam ci żebyś uważała! – przyjaciółka krzyknęła na dziecko. Mała była słodka, miała długie, kręcone, blond włosy i niebieskie oczka. A jak się uśmiechała to w policzkach robiły się jej urocze dołeczki. Agnieszka miała dwa latka i była córką starszej, o sześć lat, siostry Sylwii. Zaśmiałam się. Kiedy ostatni raz ją widziałam zaczynała dopiero chodzić a teraz tłucze bombki.
- Pozdrów siostrę ode mnie.
- Dobra. Dobrze, że dzwonisz! Chciałam zadzwonić wcześniej ale myślałam, że śpisz czy coś tak więc życzę wam wesołych świat!
- Dziękujemy – powiedziałam uśmiechając się i gładząc brzuch. – My też życzymy wam wesołych świąt!
- Dzięki. No jak się czujesz? Za długo masz ten termin? Kiedy w końcu zobaczę moją siostrzenicę – zaśmiała się.
- Nigdy! Boo wiesz, to będzie chłopiec!
- Serio?! Jezu nie masz pojęcia jak się cieszę! Aga zostaw to, zaraz przewrócisz to drzewko! – zaśmiałam się po raz kolejny. – Przepraszam cie ale ta mała zrobiła się strasznie niegrzeczna. No to ten Bartek pewnie się bardzo cieszy, że będzie mieć syna! Macie już imię? W ogóle jak wam się układa?
- Cieszy się bardzo! Wiesz dostałam taką książeczkę od koleżanki i przeglądałam ją z milion razy ale nadal się zastanawiamy nad dwoma – Kacper czy Jan. Jak nam się układa? Ostatnio coraz lepiej. Wiesz coraz więcej czasu spędzamy razem, gadamy i w ogóle. Tylko jego była ciągle ma coś do mnie. Bartek powiedział, że z nią pogada. Raz słyszałam jak darł się na nią przez telefon. Potem powiedział mi że już ta blondynka da mi spokój. O! Wiesz dostałam nawet od niego pieska! A u ciebie co słychać? Poznałaś jakiegoś faceta?
- No co ty nie mam czasu! Chociaż jest taki jeden ale nie wiem czy coś z tego wyjdzie. Byliśmy na dwóch randkach. Na razie nic ci więcej nie powiem żeby nie zapeszyć! To dobrze, że wam się układa. Pasujecie do siebie – zaśmiała się. – Czemy chcesz nazwać syna Jan?
- Bartkowi się to imię podoba. Z resztą mi też. Ale mamy jeszcze trzy miesiące do zastanowienia się.
- Ja osobiście wybieram Kacpra! – powiedziała szybko. Zaśmiałam się.
- Ok, ok. Będę pamiętać! – usłyszałam, że drzwi się otwierają a zaraz potem krzyk Bartka. – A jak święta mijają?
- Daj spokój! Zjechała się chyba cała rodzina! W życiu nie widziałam tylu osób w jednym domu! Wiesz – ściszyła głos – połowy z nich to ja nawet nie kojarzę. Serio! – zaśmiałam się.
 - Z kim rozmawiasz? – spytał Bartek nalewając sobie do szklanki soku.
- Z Sylwią. Za ile jedziemy?
- Pewnie niedługo.
- Słuchaj Sylwia ja muszę już kończyć. Zaraz będziemy się zbierać. Jeszcze raz wesołych świąt! – zauważyłam, że Bartek coś macha. – Bartek też ci życzy wesołych świąt!
- No dzięki! Ja wam też. Bezpiecznej drogi! Papa!
-Papa! – powiedziałam i się rozłączyłam. – Sylwia ..
- Wiem, słyszałem – uśmiechnął się do mnie. – To co? Pakujemy się i jedziemy – powiedział odkładając szklankę na blat i wychodząc z kuchni.
- Ejj! – zawołałam za nim wstając z krzesła. – A szklanka? – założyłam ręce na biodra. Odwrócił się do mnie i znów uśmiechnął.
- Zmęczony jestem! Trener dał nam niezły wycisk na hali. Mogłabyś? – popatrzył na mnie błagalnym wzrokiem.
- Chyba śnisz – zaśmiałam się i wyszłam z pomieszczenia.
- Noo prooszę! Tak ładnie prooszę! – szedł za mną aż do sypialni. Usiadłam na łóżku i spojrzałam na niego.
- Wiesz, że w ten czas jak tu przyszedłeś i mnie prosiłeś już dawno byś ją umył.
- Prooszę! Zmęczony jestem! – na dowód padł na łóżko na brzuch i coś mruknął co zapewne było „Proszę, zmęczony jestem!” Położyłam się obok. Nie będę tego zmywać.
- Wstawaj! – szturchnęłam go. Przekręcił się na bok i podparł na łokciu.
- Dobra. Będziesz coś chciała. – Wypięłam mu język ale wstał i poszedł umyć tą szklankę. Za dobrze mu ze mną. Leżałam sobie spokojnie dopóki na łóżko nie wskoczył Felek. Podrapałam go za uszami i wtedy wrócił Bartek. – Ale nie będę nas pakować.
- Spokojnie leniu. Już to zrobiłam – podparłam się na łokciach i uśmiechnęłam. – Torba jest w szafie na dole. – Szatyn zajrzało do szafy i wyciągnął z niej czarną torbę. Podszedł do mnie i podał rękę pomagając wstać. Ubraliśmy się zamknęliśmy mieszkanie, ja wzięłam Felka na ręce i wyszliśmy na zewnątrz. Bartek rzucił torbę na tylne siedzenia i już po chwili jechaliśmy do jego rodziców. Felek leżał mi na kolanach i zaczynał zasypiać. W radio leciały kolędy więc zaczęliśmy śpiewać na głos. Po jakiś dwóch godzinach dotarliśmy pod dom państwa Kurków. Mama Bartka wyszła przed dom żeby nas przywitać. I równocześnie szybko zaganiała mnie do środka, żebym się przypadkiem nie przeziębiła.
- Dzień dobry! – przywitałam się z panem Adamem. Ten podszedł do mnie i mocno przytulił. Zaraz potem przybiegł młodszy brat Bartka i się z nami przywitał.
- Cześć! Chodźcie! Tata przyniósł choinkę, zaraz będziemy ją ubierać! Przekonałem go żebyśmy na was poczekali! – Zaśmiałam się i weszliśmy dalej. Ja i mama Bartka poszłyśmy do kuchni gdzie pomagałam jej w przygotowaniu do wigilii a Bartek poszedł do brata i ojca i ubierali choinkę.
- Ma ponad dwadzieścia lat a ubieranie choinki nadal sprawia mu taką frajdę jak wtedy kiedy miał dziewięć – zaśmiała się jego mama lepiąc pierogi.
- Hahahaha! Wiem! W domu już ubraliśmy! Ja też uwielbiam ubierać choinkę! Nawet się posprzeczaliśmy kto będzie bombki wieszał! – zaśmiałam się. Pani Iwona zawtórowała mi. Po jakiejś godzinie przyszli do kuchni panowie pytając się czy pomóc w czymś. Mama Bartka nakazała im przygotować stół i nakryć go.
Do godziny dziewiętnastej wyrobiłyśmy się i mogliśmy iść się przebrać. Założyłam czarną sukienkę, która była rozciągliwa, więc bez problemu w nią weszłam, rozpuściłam włosy i zrobiłam lekki makijaż. Bartek wystroił się w koszulę i jakieś ciemne spodnie i mogliśmy zasiąść do wieczerzy.
Gdy już zjedliśmy, pośpiewaliśmy, daliśmy sobie prezenty i posprzątaliśmy ze stołu. Pani Iwona poszła po szarlotkę i herbatę podczas gdy my wygodnie rozłożyliśmy się na kanapie i czekaliśmy aż zacznie się „Kevin sam w domu”. Jak się dowiedziałam to była ich tradycja ale chyba jak w każdym domu. Święta bez Kevina to nie święta, prawda? Bartek podał mi talerzyk z ciastem i oglądaliśmy. Czułam się jak u siebie w domu. Rodzice Bartka mnie polubili, ja ich również. Nawet jego młodszy brat mnie lubi, co podobno było dziwne. Gdy tylko film się skończył udaliśmy się spać.
Następnego dnia zjedliśmy resztę jedzenia z wigilii i późnym popołudniem wróciliśmy do domu. Kuba bardzo ubolewał, że zabieramy mu Felka ale Bartek zapewnił go, że jak przyjedzie na ferie to będzie mógł się z nim bawić codziennie. Pożegnaliśmy się i odjechaliśmy.
Szybko wróciliśmy do rutyny codziennego życia. Bartek trenował a ja zajmowałam się psem i domem. Jako, że nasza lodówka znów zaświeciła pustkami jakieś dwa dni po świętach, mama Kurka zapakowała nam baaardzo dużo jedzenia ale szybko to zjedliśmy, musiałam się udać na zakupy. Zostawiłam Felka u sąsiadki, starszej miłej pani, do której przyjechała rodzina z małą dziewczynką. Mała z wielką chęcią zaopiekowała się Felkiem. Po kolei przechodziłam między regałami w sklepie i rzucałam do wózka potrzebne rzeczy. Chciałam wstawić zgrzewkę soku pomarańczowego lecz nie mogłam go sięgnąć a kiedy już prawie ją jakoś złapałam ktoś mi ją zabrał.
- Pomogę! – zaoferował się jakiś głos. Spojrzałam na jego właściciela i zamurowało mnie. Facet był naprawdę przystojny i jeszcze ten trzydniowy zarost!
- Dziękuję – uśmiechnęłam się nieśmiało i założyłam zbłąkany kosmyk włosów za ucho.
- Kobieta w ciąży nie powinna dźwigać. – powiedział wkładając zgrzewkę do wózka. Spojrzał na mnie uśmiechając się. Booże! Jego uśmiech potrafi zwalić z nóg.
- Właściwie to chyba tak.
 - Na pewno! Przepraszam nie przedstawiłem się. Paweł – powiedział wyciągając do mnie rękę. Wyciągnęłam swoją i uścisnęłam jego.
- Pola.
- Śliczne imię! Może dałabyś się zaprosić na kawę i ciastko? Ewentualnie herbatę, co wolisz. – Zamyśliłam się przez chwilę. Ale w sumie to czemu nie oprócz Pauliny i Dagmary, ostatnio Olki, nikogo tu nie znam.
- W sumie czemu nie – uśmiechnęłam się.
- To może jutro o trzynastej w tej nowej kawiarence? Wiesz gdzie to?
- Dobrze. Tak wiem. – uśmiechnęłam się.
- To jesteśmy umówieni. Do zobaczenia! – powiedział i odszedł. Odwróciłam się jeszcze za nim, źle robię? Ale to tylko kawa i nowy znajomy. Poza tym kto by podrywał dziewczynę w ciąży! Wzruszyłam ramionami i poszłam dalej robić zakupy. W końcu udałam się do kasy, zapłaciłam i mogłam wracać do domu. Zajechałam jeszcze tylko po Bartka i razem wróciliśmy przynajmniej jest komu targać zakupy.
- Ty mnie najzwyczajniej w świecie właśnie wykorzystałaś! – powiedział z udawanym wyrzutem w głosie kiedy podawałam mu kolejne siatki.
- Do czegoś w końcu się przydasz – wypięłam mu język. – Uniesiesz jeszcze ten sok? – Bartek spojrzał na mnie wzrokiem mówiącym „wtf”. – Dobra ja to wezmę!
- Spoko wrócę po to. - Powiedział i poszliśmy do mieszkania. Bartek zaniósł zakupy a ja poszłam po Felka. Wróciłam szybko i zaczęłam wypakowywać zakupy. 


***
Miałam nie dodawać rozdziału ale już i tak długo czekałyście. Nie wiem kiedy kolejny rozdział. Zawieszam na razie bloga, prawdopodobnie na miesiąc, z powodów rodzinnych. Obiecuję, że tutaj wrócę!
Co do rozdziału pojawił się nowy bohater. Co on nim myślicie? 
Pozdrawiam!

wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 9



Wyrwał mi z rąk, starą i zakurzoną gitarę.

- Całe wieki jej szukałem gdzie była?

- Yyy… - zamyśliłam się. Nie powiem, że pod łóżkiem bo będzie wiedział gdzie chowałam jego zegarek. – No wiesz! Tam w szafie pod tymi wszystkimi twoimi torbami.

- Serio? – spytał siadając przy stole dosiadłam się do niego. Patrzył na nią jak zahipnotyzowany. – Wiesz kiedyś zapisałem się na lekcje gry na gitarze ale jakoś nie miałem czasu na nie chodzić no ale gitara została.

- Uczyłeś się grać?

- Noo ale kiepski ze mnie gitarzysta – zaśmiał się.

- Widać – stwierdziłam. Spojrzał na mnie.

-Coo? – zaczęłam się śmiać i szybko uciekłam z kuchni do salonu. Na kanapie leżał Felek więc szybko wzięłam go na ręce i wyciągnęłam je przed siebie. Bartek zatrzymał się przede mną. – Odwołaj to co powiedziałaś! – śmiał się. Pokręciłam przecząco głową. – Pożałujesz tego! – zaczął się do mnie zbliżać.

- No chyba nie skrzywdzisz tego biednego szczeniaczka! – powiedziałam cofając się. W końcu natrafiłam na ścianę. Odwróciłam głowę. – Ups!

- Psa nie, ciebie tak! – zaśmiał się. Wziął Felka i odstawił go na podłogę.

- Niee! Proszę! – pisnęłam kiedy Bartek wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Położył mnie na łóżko i zaczął łaskotać. Wtedy zaczął gwizdać czajnik. Bartek przestał na chwilę. – Woda się gotuje – powiedziałam z nadzieją, że sobie pójdzie zostawiając mnie w spokoju. Popatrzył na mnie.

- Dobra tym razem ci daruję ale odegram się dziś wieczorem. – powiedział wstając z łóżka. Wyciągnął do mnie rękę i pomógł wstać i poszliśmy do kuchni.

- Mam się bać?

- Tak! Będziemy grać a monopoly – zaśmiał się i zalał dwa kubki wodą po czym postawił je na stole.

- Wiesz co! Ja już myślałam, że mnie zabijesz czy co a ty chcesz grać w planszówkę – zaśmiałam się. – Nie możesz mnie stworzyć w simsach, wsadzić do basenu i usunąć drabinkę? – Bartek zaczął się śmiać a ja razem z nim.

- Dobry pomysł albo zamknę cie w pokoju, usunę drzwi i umrzesz z głodu.

- Nie opcja z basenem jest lepsza – zaśmiałam się. – Wiesz jak chcesz mogę cię nauczyć grać na tym – kiwnęłam na gitarę opartą o szafki. – W szkole mieliśmy dodatkowe lekcje z gry na różnych instrumentach.

- Umiesz grać? – uniósł brwi. – Czego jeszcze o tobie nie wiem? – spytał opierając się łokciami o stół i przybliżając do mnie.

- Nie powiem ci bo potem nie będziesz chciał ze mną rozmawiać uznając, że jestem nudna – powiedziałam odpychając go lekko. Zaśmiał się.

- No dobra, dobra. To kiedy pierwsza lekcja? Coś czuję, że z taką nauczycielką szybko nauczę się grać – uśmiechnął się do mnie i puścił oczko. Zaśmiałam się.

- Uważaj! Jestem bardzo wymagająca! – pogroziłam mu palcem. Dopiliśmy herbatę i poszliśmy do salonu gdzie Bartek zaczął czyścić gitarę a ja obejrzałam w spokoju kolejny odcinek Brzyduli, którą zaczęli powtarzać. W końcu kiedy gitara była czysta dostałam ją do rąk i zaczęłam stroić. Potem zagrałam jakąś melodię szatynowi i oddałam mu ją i zaczęłam uczyć poszczególnych chwytów. Mieliśmy przy tym trochę śmiechu. W końcu zostało przy tym, że ja chwytałam za struny a on tylko przejeżdżał po nich ręką i tak sobie graliśmy przez dłuższy czas. Po godzinie dziewiętnastej poszliśmy zrobić sobie kanapki i rozłożyliśmy monopoly. Oczywiście tak jak Bartek mówił, że się odegra na mnie, tak zrobił. Zbankrutowałam po jakiejś drugiej godzinie grania ale jest jeden plus – mogłam się szybciej położyć spać.

Właśnie składałam pranie w salonie kiedy drzwi się otworzyły i po chwili Bartek swoim krzykiem oznajmił mi że jest w domu. Narobił trochę hałasu w korytarzu i już po chwili znalazł się w salonie.

- Patrz co przyniosłem! – powiedział targając za sobą choinkę. Spojrzałam na niego i zaczęłam się śmiać.

- Przecież jedziemy do twoich rodziców na święta.

- No tak ale co nam szkodzi ubrać ją u nas – wzruszył ramionami opierając drzewko o ścianę. Choinka była sztuczna ale nie szkodzi.

- W sumie – powiedziałam odkładając na kupkę jeszcze jedną złożoną bluzkę. – A gdzie masz bombki, łańcuchy i świeczki?

- W piwnicy! Wiesz wcześniej stawiałem taką malutką choineczkę ale teraz pomyślałem, że ubierzemy większą. Musiałem wszystko pokupować. Mam nadzieję, że starczy bombek – powiedział drapiąc się po policzku.

- No nie wiem – zaśmiałam się biorąc ubrania i kierując się do sypialni. Odłożyłam je do szafki i wróciłam do Bartka.

- Dobra to może przyniosę te pudła i zabierzemy się za ubieranie – uśmiechnął się do mnie.

- A nie chcesz najpierw zjeść?

- Niee, nie jestem głodny. Dobra idę i zaraz wracam! – powiedział i tyle go widziałam. Spojrzałam na Felka.

- Twoje pierwsze święta co nie – kucnęłam przy psiaku i podrapałam go za uchem. Potem spojrzałam na swój brzuch i położyłam na nim rękę uśmiechając się. Ostatnio wszystko się układało. Ta głupia Natalia dała mi spokój w końcu. Z tego co Bartek ostatnio mówił wyjechała do Warszawy na święta, już ponad tydzień temu, i wróci dopiero w styczniu więc mam ja z głowy na jakieś trzy tygodnie. Poszłam do kuchni i nalałam sobie soku i wtedy ktoś zadzwonił do drzwi. Odstawiłam szklankę na blat i poszłam otworzyć. Gdy ujrzałam Bartka ze stertą różnych pudełek zaczęłam się śmiać. – Nie mogłeś wziąć tego na raty? – spytałam go przesuwając się by mógł wejść.

- Nieee po co. Dobra ale teraz musisz mi pomóc. – wzięłam od niego parę pudełek i zaniosłam do salonu. Byłam pewna, że wszystkiego nam starczy. Zastanawiałam się czy przypadkiem nie jest tego trochę za dużo ale lepiej za dużo niż za mało. Odłożyliśmy pudełka na kanapę i zaczęliśmy rozpakowywać drzewko. Gdy już je ustawiliśmy zabraliśmy się do dekorowania naszej choinki. Bartek miał niezłą radochę ubierając drzewko. Sama uwielbiałam ubierać choinkę i miałam można powiedzieć małego bzika na tym punkcie ale Bartek przebija wszystko. Cieszył się jak małe dziecko!

- Ej przestań! – pisnęłam kiedy zaczął owijać mnie w złoty łańcuch. Ten zamiast przestać położył mi jeszcze na głowie włosy anielskie szybko wyjął telefon i zrobił zdjęcie.

- Ładnie wyszłaś – zaśmiał się pokazując mi fotkę podczas gdy ja zdejmowałam to wszystko z siebie.

- Głupek! – walnęłam go w ramię i wzięłam kolejne pudełko z bombkami i zaczęłam je wieszać.

- Ej! Ja chciałem te powiesić! – powiedział i zabrał mi pudełko. Roześmiałam się ale dałam za wygraną. On ma ponad dwa metry ja jakieś metr siedemdziesiąt parę. Gdy po jakiejś godzinie choinka była ubrana a zostały nam jeszcze dwa sznury lampek postanowiliśmy z Bartkiem zawiesić je na balkonie. Szybko się z tym uwinęliśmy i od razu je zapaliliśmy. Rozejrzałam się wkoło, jak na razie tylko nasz balkon jest „świąteczny”. Zaśmiałam się cicho. – Co się śmiejesz? Brzydko to wygląda?

- Nie, ładnie. – Odpowiedziałam nie patrząc na niego i gładząc swój brzuch.

- Ej! Ty masz moją bluzę! Kto ci ją pozwolił wziąć! – powiedział i objął mnie od tyłu próbując ją odpiąć. Śmialiśmy się przez jakiś czas i szarpaliśmy w końca Bartek się poddał ale nie odsunął się. Oparł dodatkowo brodę na mojej głowie i staliśmy tak sobie.

- Bartek?

- Hmm?

- Natalia wraca dopiero po nowym roku?

- Tak a co?

- To dobrze. Będzie spokój. – mruknęłam. Chciałam mu powiedzieć o tych akcjach z blondynką ale nie wiedziałam jak. Może walnę prosto z mostu, że nie chcę żeby ona tutaj przychodziła?

- Czemu? Coś ci zrobiła? – spytał odsuwając się ode mnie i obracając tak bym na niego spojrzała. Milczałam. – Noo?

- Nachodzi mnie! Kiedy ciebie nie ma przyłazi tutaj i mówi, że mnie stąd wywali, że chce cie złapać na dziecko. Nazwała mnie dziwką – dodałam o wiele ciszej a w oczach zaszkliły mi się łzy. Nie chciałam płakać ale to było naprawdę przykre. Rozumiem, że można być o kogoś zazdrosnym ale żeby aż tak ..

- Co?! – krzyknął Bartek aż podskoczyłam przestraszona. – Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć – powiedział szybko łapiąc mnie za rękę. – Nazwała cię dziwką? – spytał ciszej. Kiwnęłam głową a wtedy po policzkach poleciały pierwsze łzy. Bartek przytulił mnie do siebie. – Pogadam z nią. Już nigdy więcej tu nie przyjdzie. Czemu mi tego wcześniej nie powiedziałaś? – Wzruszyłam tylko ramionami. – No już nie płacz – pogłaskał mnie po głowie – Chodźmy do środka bo się przeziębisz. Co powiesz na kakao i nutellę? – uśmiechnął się do mnie sadzając mnie na kanapie. Odwzajemniłam gest wycierając mokre oczy i policzki.
- Wolałabym lody śmietankowe i kiszone ogórki.
 

***
Witam :D! W piątek wybieram się na Drużynę. To nie były zdjęcia Bartka z dzieciństwa jak ktoś strzelał. Podobało się? Pisać :D.
Pozdrawiam!