wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 17



Wstałam dzisiaj w wspaniałym humorze. Jest czternasty lutego i są moje dwudzieste urodziny. Chodziłam po mieszkaniu z uśmiechem na twarzy. Wszystko wokół było jakby żywsze, nawet Felkowi mój nastój się udzielał.
Około godziny dziesiątej wyszłam z Felkiem na spacer. Standardowo poszliśmy do parku. Słoneczko dziś świeciło od samego rana i nawet mimo tego piętnasto stopniowego mrozu było mi ciepło. Felek wyrywał mi się więc odpięłam smycz, żeby mógł się wybiegać. Zaśmiałam się gdy wskoczył w dość głęboką zaspę. Ludzie, którzy mnie minęli również się zaśmiali. Uśmiechnęłam się do nich, dziewczyna spojrzała na mój brzuszek a potem na moją twarz i również się szeroko uśmiechnęła. Podeszłam do ławki i przycupnęłam na niej. Posiedziałam tak z dziesięć minut a potem wstałam i zawołałam Felka. Zapięłam mu smycz i poszliśmy dalej.
Właśnie odgrzewałam dla nas obiad, Felek oczywiście nie odstępował mnie na krok i siedział przy mojej nodze. Nagle poczułam, że ktoś obejmuje mnie od tyłu i całuje w policzek. Zgarbiłam się trochę uśmiechając szeroko.
- Wszystkiego najlepszego! – szepnął mi Bartek do ucha. Odwróciłam się do niego nadal uśmiechając. – Proszę! – powiedział wręczając mi wielki bukiet czerwonych róż i wielką czekoladę milki.
- Dziękuję! – rzuciłam mu się na szyję po drodze całując go w policzek. – Zakładam, że nie masz żadnego wazonu – zaśmiałam się.
- Nie no w salonie jakiś stoi, schowany – odpowiedział drapiąc się po głowie. Zaśmiałam się i poszłam do salonu. Rzeczywiście stał jeden wazon schowany głęboko w szafie. Wyciągnęłam go i po nalaniu wody włożyłam do niego bukiet. Postawiłam wazon na komodzie i wróciłam do kuchni gdzie Bartek już siedział przy stole, na którym stały dwa pełne talerze. Szybko zjedliśmy opowiadając sobie o dniu i poszliśmy do salonu. Usiedliśmy na kanapie i Bartek włączył telewizor, wypożyczył parę filmów na dzisiaj i pokupował bardzo dużo słodyczy.
- Aj! – złapałam się za brzuch. Bartek, który wkładał płytę do dvd odwrócił się w moją stronę.- Bartek chyba się zaczyna! – powiedziałam czując, że moje legginsy robią się mokre.
- Taa jasne! – zaśmiał się. Ostatnio udało mi się go dwa razy wkręcić, że zaczynam rodzić i teraz mi nie wierzy.
- Teraz nie żartuję! Serio rodzę! – powiedziałam lekko przerażonym głosem. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że mam zerowe pojęcie co mam robić!
- Co?! – wstał i podszedł do mnie, złapał mnie za brzuch. – Serio?!
- Tak! – Bartek pobiegł do sypialni i zaczął się po niej biegać tą i z powrotem pakując moje ubrania. Po kilku minutach wrócił.
 - Zaraz wracam! – powiedział, w jednej ręce trzymał torbę, a drugą złapał Felka z obrożę i wyszedł z domu. Skrzywiłam się bo złapał mnie bolesny skurcz. Co prawda lekarz ustalił termin gdzieś w połowie marca więc byłam pewna, że jeszcze jakiś miesiąc pochodzę z brzuchem. Zaczęłam ciężej oddychać i wtedy do mieszkania wpadła nasza sąsiadka. Usiadła koło mnie na kanapie i złapała za rękę, nic nie mówiła ale sama jej obecność sprawiła, że poczułam się lepiej.
- Zaraz przyjdzie Bartek i będzie po wszystkim – uśmiechnęła się. Ścisnęłam ją mocniej za rękę przy kolejnym skurczu, poklepała mnie po dłoni. Kilka minut później Bartek wraz z sąsiadką pomagali mi się ubrać. Z mieszkania wyprowadził mnie już tylko Bartek, na klatce minęliśmy się z mężem sąsiadki trzymającego Felka. Uśmiechnął się do mnie potrzepująco, próbowałam odwzajemnić gest ale wyszedł mi tylko jakiś grymas.
- Ale zrobił ci prezent na urodziny co nie? – Bartkowi bardzo dopisywał humor. Spojrzałam na niego spod byka.
- Jedź szybciej!
- Mogę wejść na porodówkę? – spytał spoglądając na mnie.
- W żadnym wypadku! – odpowiedziałam, Bartek przyśpieszył śmiejąc się na głos.
Trzydzieści dwie i pół godziny później czyli pół godziny po północy, szesnastego lutego przyszedł na świat Kacper. Urodził się trzy tygodnie przed terminem ale był zdrowy. Gdy tylko podali mi go, Kacperek przestał płakać i spojrzał się na mnie a ja nie wytrzymałam i popłakałam się. Pogłaskałam go po policzku jednym palcem, był taki malutki! Pokochałam go od razu!
- Jest śliczny! – uśmiechnęłam się do synka, którego trzymał Bartek. Widział go przez chwilę tuż po porodzie i pielęgniarka pozwoliła mu trochę go potrzymać, a zaraz potem musiał już wyjść. Przyszedł jednak z samego rana, zadzwonił do trenera z pytaniem czy może wziąć sobie wolne bo urodził mu się syn. Trener dał mu dziś wolne i pogratulował.
- Malutki jest nie? – na chwilę oderwał wzrok od Kacpra i spojrzał na mnie. Kiwnęłam głową nadal trochę nie wierząc, że już nie noszę małego pod sercem. Trochę mi w sumie tego brakowało. Wyciągnęłam rękę i pogłaskałam synka po rączce, chwilę potem mały złapał mój palec i trzymał mocno. – Dzwonili rodzice, mają jutro przyjechać.
- Ok – odpowiedziałam nie przestając się uśmiechać. Wiele czytałam, że kobiety po porodzie zapominają o bólu co wcale nie jest prawdą. – Poradzisz sobie przez te kilka dni? – spytałam patrząc na niego z powątpieniem. Znałam jego zdolności kulinarne, bałam się że spali dom.
- Dam radę. To tylko kilka dni – uśmiechnął się. – Będę się żywić kanapkami, a co do prania to poproszę jutro mamę o pomoc – zaśmiał się cicho. Mały coś mruknął i zaraz potem zaczął płakać. Domagał się jedzenia. Bartek podał mi Kacpra całując go w czoło – Pójdę coś zjeść – powiedział całując mnie w policzek i wyszedł. Uśmiechnęłam się i w spokoju nakarmiłam małego. Był taki podobny do Bartka, tylko nos i uszy miał po mnie, bo o wiele mniejsze niż ma Bartek.
Szatyn spędził w szpitalu cały dzień. Pielęgniarka musiała go wyganiać bo nie chciał wyjść. Następnego dnia przyszedł z samego rana jak spałam, a potem około godziny piętnastej razem ze swoimi rodzicami i bratem.
- Podobny do ciebie Bartek! – powiedziała pani Iwona kołysając trochę marudzącego Kurka juniora. Kuba stał koło matki i trzymał Kacpra za rączkę.
- No! Mam nadzieję, że się wysypialiście bo teraz będzie trudno – zaśmiał się pan Kurek.
- Noo, my to przez dwa lata nie wysypialiśmy się jak Bartek był mały. – Dodała pani Kurek.
- Mamo! – jęknął Bartek, a ja z Kubą się zaśmialiśmy. Potem przez kilkanaście minut pani Iwona opowiadała mi co Bartek robił jak był mały. Ten błagał ją żeby przestała go kompromitować przede mną ale kobieta nic sobie z tego nie robiła.
Posiedzieli ze mną aż do końca widzeń. Bartek pożegnał się ze mną całując mnie w policzek, a małego w czółko. Byłam tu drugi dzień a miałam ochotę już stąd wyjść. Tęskniłam za mieszkaniem Bartka i za Felkiem, który co rano wskakiwał nam do łóżka i czasami budził nas liżąc po twarzy nawet za tym wielkim bałaganem, który jakimś cudem robił Kurek, a który potem ja zawsze sprzątałam mimo iż zawsze mu mówiłam, że tego nie zrobię.
Dwudziestego piątego lutego w końcu wypuścili nas do domu. W końcu będę mogła zasnąć we własnym łóżku. Oczywiście Bartek nie pozwolił mi dźwigać ani torby ani nosidełka. Sam wszystko zaniósł do samochodu a potem do mieszkania. Na szczęście pozwolił mi otworzyć drzwi bo sam by sobie nie poradził. Weszliśmy w głąb mieszkania. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, że dom jest czysty a zaraz potem poczułam jak Felek na mnie wskakuje, był już tak wielki, że sięgał mi do połowy uda. Pogłaskałam go po głowie i zepchnęłam z siebie. Poszłam do salonu gdzie Bartek stał z małym.
- Witaj w domu  Kacper! – powiedział kiedy tylko do nich dołączyłam. Spojrzał się na mnie i uśmiechnął. Odwzajemniłam gest i zaczęłam rozbierać Kacpra. Po chwili przy moim boku usiadł Felek i z zaciekawieniem przyglądał się mojemu synowi. – To Kacper, mam nadzieję, że go polubisz bo z nami zostaje – zaśmiał się Bartek drapiąc psa za uchem. Pozwoliliśmy mu podejść bliżej do Małego, żeby zaspokoił swoją ciekawość i powąchał go. Gdy już skończył położył swój łepek na kanapie i tak siedział.
O dziwo do końca dnia Kacper nie sprawiał nam, żadnych kłopotów. Wykąpaliśmy go, a potem ja go nakarmiłam. Kiedy zaczęłam go karmić Bartek wyszedł z sypialni za co byłam mu poniekąd wdzięczna bo trochę się wstydziłam. Potem Kurek zgasił światło, a ja zapaliłam lampkę, i położył Małego do łóżeczka. Podeszłam do niego i patrzyliśmy się jak śpi.
- Wart był tego wszystkiego – szepnęłam zadzierając głowę do góry, żeby spojrzeć na Bartka.
- Tak – powiedział przytulając mnie od tyłu i całując w czubek głowy. – Dziwnie się ciebie przytula bez brzucha – zaśmiał się cicho. Wywróciłam oczami. Wyswobodziłam się z jego objęć i zaciągnęłam do kuchni gdzie zrobiliśmy sobie kolację. Po tym jak już zjedliśmy poszliśmy do salonu obejrzeć jakiś film ale nie na długo, Kacper się przebudził i musiałam do niego iść. Trochę bałam się go podnosić bo był taki malutki i kruchy, że myślałam, że coś mogę mu niechcący zrobić. Kiedy ponowie udało mi się go uśpić poszłam się umyć. Jak wróciłam to Bartek siedział przy łóżeczku razem z Felkiem. Podeszłam do szatyna i położyłam mu rękę na ramieniu. Obejrzał się.
- Łazienkę masz już wolną, nie siedź długo jutro masz trening. – Powiedziałam, ten tylko kiwną głową i dźwignąwszy się na nogi poszedł do łazienki. Położyłam się i bardzo szybko zasnęłam.
W nocy mieliśmy pobudkę prawie co dwie godziny. Bartek wstawał do niego za każdym razem i nawet go przewijał ale kiedy nad ranem nie dawał już spać przeniósł się na kanapę. Rano zrobiłam nam śniadanie, a potem razem wyszliśmy z mieszkania. Bartek na trening ja na spacer.
Kolejne dni były dla nas trochę ciężkie. Musieliśmy się przyzwyczaić do nowej sytuacji ale nigdy wcześniej nie było między mną a Bartkiem lepiej. Sami nawet nie wiedzieliśmy kiedy minął miesiąc! 
- No śpij! - jęknęłam kołysząc małego i chodząc po pokoju w te i z powrotem. Dzisiaj coś stało się Kacprowi i cały dzień marudzi. Ledwo co wypchnęłam Bartka za drzwi, upierał się że zostanie i mi pomoże ale widziałam, że z wielką ulgą wychodzi na trening. Już mnie tak ręce bolały! To nie prawda co mówią, że dziecko to TYLKO wielkie szczęście. Oczywiście jest przeogromnym szczęściem ale nie wtedy kiedy całą noc i dzień marudzi, a ty musisz jakoś postarać się go uspokoić. W końcu zrezygnowana wsadziłam go do wózka i zaczęłam kołysać. Też nic. W końcu ubrałam go i wyszłam na dwór bo i Felek zaczął zwracać na siebie uwagę. Bartek i tak miał wrócić dopiero o dwudziestej więc musiałam jeszcze sama pocierpieć dwie godziny. Było ciemno i w parku nie było prawie nikogo co było trochę dziwne. Oczywiście nie licząc tego kogoś za mną. Przywiązałam smycz Felka do wózka, a następnie pochyliłam się nad Kacprem, żeby poprawić mu czapeczkę i wtedy też poczułam ostry ból z tyłu głowy i straciłam przytomność... 


****
Witam ponownie :D Boooże dziękuję wam za te komentarze pod ostatnim postem! :* 
Macie Kacpra! 
Nie wiem czy 5 dodam rozdział bo na razie go nie napisałam ale postaram się! Chyba, że znów zawalą mnie sprawdzianami w szkole.
Pozdrawiam!

6 komentarzy:

  1. wow, zgaduje że to ten Paweł, albo ta szmata.

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie! I co dalej? Nie lubię, kiedy się tak kończy :P Świetne opowiadanie! Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Żeby w takim momencie przerwać... mam nadzieję, że Poli i Kacperkowi nic się nie stanie i wrócą cali i zdrowi do Bartka
    Pozdrawiam i czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. tylko niech nikt nie porywa Kacpra :(((

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu docieram z komentarzem. No urywać w takim momencie?!
    Cieszę się ogromnie, że Kacperek jest już na świecie ;) Troszeczkę mnie martwią relację między jego rodzicami :c myślałam, że Pola i Bartek się do siebie zdecydowanie zbliżą, a nawet będą razem jak się urodzi ich syn. Oby tak się stało niebawem :P
    No i co teraz z Polą i Kacperkiem?! Mam przeczucie, że to sprawka Pawła i Natalii.. obym się myliła. Błagam niech tam gdzieś się zjawi Bartek i niech tej dwójce nic się nie stanie! Czekam do następnego :* Nie zawiedź mnie i dodaj w piątek, bo się już nie mogę doczekać :*
    Karolina :*

    OdpowiedzUsuń