piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 8



Obudziło mnie coś co lizało moją twarzy. Machnęłam ręką i na chwile ustało ale zaraz z powrotem zaczęło. Otworzyłam oczy i zauważyłam Felka, który w końcu przestał i zaczął merdać wesoło ogonkiem. Usłyszałam śmiech i odwróciłam głowę.
- Mnie też tak obudził. – Westchnęłam i zakryłam się kołdrą. – Ej! Wstawaj jemu pewnie chce się siusiu, musisz z nim wyjść – powiedział Bartek zdejmując ze mnie kołdrę.
- A ty nie możesz?
- To twój pies – wypiął mi język. Spojrzałam na Felka i westchnęłam.
- Dobra – podniosłam się powoli i zabierając ubrania poszłam do łazienki się ogarnąć. Wyszłam po piętnastu minutach. Bartek już wstał i robił śniadanie. Ubrałam się, wzięłam smycz i przypięłam ją do obroży i wyszłam przed blok. Połaziłam z Felkiem jakieś dwadzieścia minut podczas, których on załatwił swoje potrzeby i wróciliśmy do mieszkania. Zjedliśmy śniadanie i Bartek zaczął szykować się na trening. Ja siedziałam na kanapie w salonie i przeglądałam nadal tą książeczkę. Felek leżał u mnie na kolanach i spał. Trochę to było dziwne bo szczeniaki chyba zawsze rozpierała energia a ten cały czas spał.
- To ja idę – powiedział Bartek wchodząc do salonu, pocałował mnie w policzek i pogłaskał psa i szybko wyszedł. Nadal tego nie zrozumiem. Zawsze całuje mnie w policzek jak wychodzi i jak przychodzi a potem udaje, że nic się nie stało. Chciałabym o tym z nim pogadać ale kompletnie nie wiem jak zacząć ale z drugiej strony podoba mi się to i boję się że jak coś powiem to przestanie. Westchnęłam i pogłaskałam Felka odkładając na chwile książeczkę.
- Oj Felek, Felek. A tobie jakie imię się podoba co? – podniosłam go na wysokość oczu, ten tylko leniwie otworzył oczy zamrugał i ponownie je zamknął. – Dzięki wielkie! Ale pomogłeś! – zaśmiałam się i odłożyłam go na kanapę. Wstałam i wzięłam kartkę i zaczęłam wypisywać imiona, które mi się podobały. Pokarzę Bartkowi może on prędzej wybierze.
Około godziny piętnastej zadzwonił dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się trochę bo Bartek wziął swoje klucze. Wytarłam ręce i wyszłam z kuchni. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazała się …
- Bartka nie ma – powiedziałam szybko i już chciałam zamknąć drzwi przed nosem blondyny kiedy ta wparowała mi do mieszkania, a potem szybko do kuchni. Wkurzona lekko zamknęłam drzwi i poszłam za nią. – Mówiłam już że Bartka nie ma. Proszę wrócić jak przyjdzie albo umówić się z nim telefonicznie!
- Ja do ciebie – powiedziała podrzucając jabłko, które wzięła z miski ze stołu. Uniosłam wysoko brwi ze zdziwienia.
- Myślę, że nie mam z panią żadnych tematów do rozmów.
- Owszem masz dziewczynko. Bartek – powiedziała mrużąc gniewnie oczy. Odłożyła jabłko byle jak na stół i oparła się o niego.
- Słucham?
- Odebrałaś mi chłopaka! Nie myśl sobie, że ujdzie ci to płazem!
- Nie rozumiem o co pani chodzi!
- Hahahha! Nie udawaj, że nie rozumiesz! Złapałaś go na dziecko ale jak tylko ono się urodzi Bartek zobaczy jakim był idiotą kiedy pozwolił ci tu zamieszkać. Myślisz, że w testach nie wyjdzie kto jest ojcem tego bachora?! No! Ale chociaż pomieszkasz sobie ze sławnym siatkarzem przez kilka miesięcy. Wiesz powiem ci – dobry plan! Ale nie na dłuższą metę. Nie do końca wszystko obmyśliłaś. Jesteś jeszcze zbyt głupiutka, mała dziwko! – powiedziała. Zaczynało się we mnie gotować. Idiotka! Już jej miałam coś powiedzieć ale usłyszałam, że drzwi się otwierają. Blondyna wcisnęła mi szybko coś do ręki. – No i mam nadzieję, że maluszek się dobrze rozwija – uśmiechnęła się do mnie i dotknęła brzucha. Wtedy też do kuchni wszedł Bartek.
- O! Natalia! A co ty tutaj robisz?
- A wiesz! Byłam w galerii i przechodziłam koło sklepu dziecięcego, zauważyłam śliczne śpioszki i musiałam je kupić. – Patrzyłam i nie dowierzałam jaką ona z siebie idiotkę robi przed Bartkiem. Zajrzałam do torebki, którą wcisnęła mi wcześniej i wyjęłam z niej zielony śpioszek.
- Dziękujemy! – powiedział Bartosz znajdując się szybko koło mnie. – Może zostaniesz na obiad?
- Nie dzięki ja tak tylko na chwilę wpadłam. Nie chcę robić kłopotu – powiedziała szybko.
- Oj daj spokój nie robisz kłopotu. Prawda Pola? – szatyn spojrzał na mnie.
- Tak. – kiwnęłam szybko głową i wyszłam z kuchni. Udałam się do sypialni i odłożyłam torebkę na łóżko. Wredna małpa! Wzięłam kilka głębszych wdechów i wyszłam z sypialni. Felek, który się z niej znajdował poszedł razem ze mną kiedy tylko zobaczył blondynkę od razu zaczął na nią szczekać i warczeć. Odwrócona do nich tyłem uśmiechnęłam się pod nosem. Widać to prawda co mówią – psy znają się na ludziach.
- Ooo! Macie szczeniaczka! – Natalia wyciągnęła rękę zakończoną sztucznymi paznokciami i milionem pierścionków na palcach i chciała pogłaskać Felka ale ten jeszcze bardziej zaczął na nią szczekać.
- Felek! Uspokój się! – Bartek krzyknął na psa ale ten nic sobie z tego nie robił. Po chwili rozdzwonił się telefon blondyny. Odebrała i oznajmiła nam, że może kiedy indziej wpadnie na obiad bo wzywają ją szybko do pracy. Pożegnała się i wyszła. Kiedy tylko drzwi za nią się zamknęły Felek od razu się uspokoił. – Dziwny ten pies – zaśmiał się Bartek siadając przy stole. Spojrzałam na Felka, który przekręcił łepek na prawą stronę i zaczął merdać ogonkiem.
- Wcale nie – uśmiechnęłam się do niego. – Zna się na ludziach – dodałam ciszej i zaczęłam nakładać Kurkowi obiad.
- Co?  -spytał.
- Nic. Mówię tylko, że psy znają się na ludziach – postawiłam przed nim talerz z jedzeniem.
- Noo podobno tak – powiedział i zaczął jeść.
Dwa ostatnie tygodnie listopada bardzo szybko zleciały. Natalia przyszła do mnie jeszcze raz ale były u mnie akurat Dagmara z Pauliną i znów udawała miłą. Nie powiedziałam ani dziewczynom ani Bartkowi o tym co mi wtedy powiedziała. Kurek uważał, że to wspaniała dziewczyna i to cudownie, że mimo iż zerwali nadal się przyjaźnią i mają taki dobry kontakt. Kiedy tylko zaczynał się temat „Natalia” pozwalałam się mu wygadać a sama nic nie mówiłam, czasami w ogóle się wyłączałam i nie słuchałam go.
Nastał grudzień, za kilka dni święta a ja nie mam zielonego pojęcia co kupić Bartkowi. Dziś rano zadzwoniła do mnie Dagmara i powiedziała, że wybiera się z Pauliną na zakupy i czy nie dołączę do nich. Bartek miał wolne od treningu więc został z Felkiem a ja poszłam z dziewczynami do galerii gdzie spędziłyśmy prawie połowę dnia. Kupiłam Bartkowi nowy zegarek bo ten co miał niechcący popsułam. Właśnie miałam iść do kasy zapłacić za niego ale ktoś mnie zaczepił. Oczywiście nie był to nikt inny jak Natalia. Rozejrzałam się szybko w poszukiwaniu dziewczyn niestety nigdzie ich nie widziałam.
- Co się tak rozglądasz? – spytała mocno trzymając moje ramię. Dobrze, że pozbyła się tych pazurów.
- Nic a co cię to obchodzi? Możesz przestać mnie nachodzić! Nie mam ochoty z tobą rozmawiać! – powiedziałam rozeźlona.
- Pff! Wcale cię nie nachodzę! Chciałam się tylko dowiedzieć kiedy masz termin porodu i czy już szukasz sobie jakiegoś mieszkania.
- Po pierwsze – nie powinno cię do obchodzić, a po drugie – nie i nie mam zamiaru! A teraz przepraszam ale bardzo się śpieszę. A! I jeszcze jedno nie życzę sobie, żebyś do nas przychodziła zrozumiano? – patrzyłam na nią spod byka a ta tylko się idiotycznie uśmiechnęła.
- Słonko, to mieszkanie Bartusia nie twoje. Niedługo nawet i moje więc mogę sobie tam przychodzić kiedy mi się podoba, zrozumiano!
- Daj sobie spokój! Bartek już do ciebie nie wróci pogódź się z tym! – powiedziałam nieco głośniej niż bym chciała. Blondynka spojrzała na mnie gniewnie.
- Jeszcze zobaczymy! Wyrzucę cie z tego mieszkania choćby nie wiem co! – powiedziała. Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem wyszła ze sklepu. Odprowadzałam ją wzrokiem dopóki nie wyszła ze sklepu. Wzięłam trzy głębokie wdechy na uspokojenie się i skierowałam się do kasy żeby zapłacić za prezent. Wyszłam ze sklepu i od razu wpadłam na dziewczyny. Pochodziłyśmy jeszcze trochę po sklepach potem poszłyśmy na kawę i ciasto i wróciłyśmy do domu.
- Już jestem! – krzyknęłam gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi.
- Coś długo czasu zajęły ci te zakupy. Co mi kupiłaś? – odkrzyknął Bartosz z salonu.
- Nie powiem! – roześmiałam się zawieszając kurtkę na haczyk. Zaczęłam ściągać buty kiedy w korytarzu pojawił się szatyn.
- No weź! – powiedział.
- Nie! Wiesz co, możesz mi zrobić herbaty.- Uśmiechnęłam się do niego ten popatrzył na mnie ale zrezygnowany poszedł do kuchni wstawić wodę. Ja w tym czasie poszłam szybko do sypialni i zaczęłam szukać miejsca gdzie mogę schować prezent. Gdzie Bartek w ogóle nie zagląda? No tak łóżko! Szybko schyliłam się i wsunęłam torebkę jak najdalej mogłam, wtedy dostrzegłam jakieś wielkie pudełko, kompletnie zakurzone. Wyciągnęłam je i przyjrzałam się dokładniej po czym omal nie wybuchnęłam śmiechem. Opanowałam się i szybko powędrowałam do kuchni chowając ową rzecz za siebie. – Mam do ciebie pytanie.
- Hmm? – odwrócił się do mnie zaciekawiony.
- Co to jest? – zaczęłam się śmiać wyciągając rzecz zza pleców. Bartek otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
  - Skąd to masz?


***
Witam z nowym rozdziałem :D. Dziękuję za tyle komentarzy pod ostatnim postem :D! Mam nadzieję, że się podobał. Wy czytajcie a ja spadam czytać Gwiazd naszych wina.
Pozdrawiam! 

wtorek, 15 lipca 2014

Rozdział 7



Przez kolejne kilka tygodni nic specjalnego się nie działo. Z Bartkiem wyjaśniliśmy sobie parę spraw i było między nami ok. W końcu przyszedł listopad, dni robiły się coraz krótsze i zimniejsze. Siedziałam w salonie popijając gorącą herbatę i przeglądałam książeczkę z imionami, którą dostałam od Dagmary. Dochodziła godzina osiemnasta więc niedługo powinien wrócić Bartosz. Mam dla niego małą niespodziankę gdyż dzisiaj byłam u lekarza i znam już płeć dziecka. Mogłam już znać wcześniej ale chciałam mieć niespodziankę – nie wytrzymałam. Usłyszałam, że drzwi się otwierają. Podniosłam głowę z nad książeczki i odwróciłam się.
- Jestem! – krzyknął Bartek. – Ale wieje! – uśmiechnęłam się. Miałam już się podnieść ale usłyszałam szczeknięcie. Rozejrzałam się – przecież my nie mamy psa. Pewnie od tego ciągłego siedzenia w domu już mam jakieś omamy.
- Zrobić ci herbaty? – spytałam się go odkładając książeczkę na stolik.
- Niee! Poczekaj na razie w salonie – odpowiedział, usiadłam wygodniej tak by mieć widok na drzwi i czekałam. W końcu przyszedł, miał czerwone policzki i nos a w ręku trzymał swoją treningową torbę. – Mam dla ciebie niespodziankę – uśmiechnął się od ucha do ucha i usiadł naprzeciwko mnie ostrożnie kładąc torbę koło nogi.
- Serio? – uśmiechnęłam się. – Bo widzisz ja dla ciebie też.
- Tak? Dobra to ty pierwsza – powiedział nachylając się trochę do mnie. Wstałam z kanapy i wyszłam na korytarz do szafki na której leżała moja torebka. Pogrzebałam w niej i wyciągnęłam zdjęcie USG naszego dziecka. Szybko wróciłam i podałam mu je. Usiadłam z powrotem na swoje miejsce i przyglądałam mu się rozbawiona jak próbuje doszukać się dziecka. Przysunęłam się do niego i wzięłam zdjęcie.
- Tu masz główkę, tu jest rączka a tu nóżka – pokazałam mu. Spojrzałam na niego, przyglądał się zdjęciu z wielkim uśmiechem. Sama nie mogłam się powstrzymać i też się uśmiechnęłam jednocześnie gładząc mój brzuch. – Znam też płeć. – Powiedziałam w końcu, uniósł wzrok i odniósł jedną brew w oczekiwaniu na odpowiedź. – To chłopiec – uśmiechnęłam się.
- Serio?! – kiwnęłam głową po chwili już tonęłam w jego ramionach, poczułam jak nasz synek mnie kopie i odsunęłam się od Bartka. Wzięłam jego rękę i położyłam ją sobie na brzuchu.
- Czujesz? – spytałam uśmiechając się. Kiwnął głową lekko szokowany. Nigdy jeszcze nie dotykał mojego brzucha.
- Wow! Jakie to uczucie?
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami. – Trochę dziwne – zaśmialiśmy się. – Nooo a co to za niespodzianka? – spytałam zerkając na torbę.
- A! Tak! Mam nadzieję, że nie masz uczulenia na sierść?
- Niee a co? – nic nie odpowiedział tylko sięgnął po torbę. Rozsunął ją a wtedy moim oczom ukazał się przesłodki szczeniaczek.
- O jejku jaki słodki! – powiedziałam wyciągając ręce i biorąc go do siebie na kolana. – Skąd go masz?
- Znajomi oddawali. Pomyślałem, że wezmę jednego nie będziesz siedzieć ciągle sama – uśmiechnął się i wyciągnął rękę by pogłaskać psiaka. – Jak go nazwiemy?
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami.
- Może Terminator? – spojrzałam na Bartka i wybuchnęłam śmiechem. – No co? Fajne imię.
- Hahhahah ale nie dla niego. No spójrz nazwał byś taką kuleczkę Terminator? No ok ty pewnie tak ale ja nie.
- To jak go nazwiemy?
- Może Felek?
- Przypomina ci on Felka? – spytał się oglądając psa z każdej strony.
- Bardziej niż Terminatora – roześmialiśmy się ale i tak zostało przy moim. Odstawiłam więc Felka na podłogę i poszłam do kuchni zrobić nam herbaty. Po chwili wróciłam z dwoma kubkami do salonu. Bartek siedział na kanapie i przeglądał książeczkę.
- Co to?
- Dostałam od Dagmary – powiedziałam podając mu kubek. – Przeglądałam sobie. Jakie ci się podoba? – spytałam siadając koło niego.
- Hmm. Nie wiem. Tyle tego jest – powiedział kartkując książeczkę. Westchnął – Dobra później ją przejrzę.
- Ok. – odpowiedziałam spojrzałam na Felka, który jakoś dziwnie się zachowywał. Szturchnęłam Bartka i kiwnęłam na psa. Szatyn spojrzał się w tamtą stronę a po chwili krzyknął.
- O kurwa! – Zerwał się na równe nogi i pognał do łazienki, spojrzałam najpierw na niego potem na psa i zaczęłam się śmiać. Felek właśnie załatwił się nam na podłogę. Bartek szybko jednak zmył co trzeba a następnie skrzyczał mojego psa.
- Chodź Feluś! – powiedziałam i rozłożyłam ramiona, szczeniak podbiegł do mnie. Wzięłam go na ręce i położyłam obok siebie na kanapie. – Niedobry pan krzyczy na ciebie co? – podrapałam psa za uchem na co ten zaczął merdać ogonem.
- Następnym razem to ty będziesz po nim sprzątać – pogroził mi palcem i wrócił do łazienki. Wstałam i podeszłam do okna, otworzyłam je i wyszłam na nasz malutki balkonik. Było okropnie zimno i wiał spory wiatr ale zaczął padać śnieg a ja uwielbiałam tę porę roku. Oparłam się o balustradę i spojrzałam w granatowe niebo pozwalając by wiatr robił z moimi włosami co chciał. Przymknęłam oczy i przypomniałam sobie jak byłam mała. Kiedy spadał pierwszy śnieg zawsze z tatą wychodziliśmy na dwór i biegaliśmy po ogrodzie z wystawionymi językami łapiąc płatki śniegu. Mama obserwowała nas z okna i śmiała się a potem gdy wracaliśmy zmarznięci robiła nam gorącą czekoladę i dawała po kawałku ciasta. Wróciłam do rzeczywistości kiedy poczułam na coś na swoich ramionach. Odwróciłam głowę i ujrzałam Bartka jak zakłada na mnie swoją bluzę. – Bo się przeziębisz – powiedział lekko się uśmiechając, nadal trzymał mnie za ramiona.
- Dzięki – uśmiechnęłam się. – Jak byłam mała tata zawsze zabierał mnie na dwór jak spadał pierwszy śnieg, biegaliśmy po ogródku i się wygłupialiśmy, potem mama nas wołała do środka i robiła gorącą czekoladę – westchnęłam. Brakowało mi ich, tak cholernie mi ich brakowało. Chciałam dzielić się z nimi wszystkimi moimi spostrzeżeniami na każdy temat. A teraz co?
- Nie płacz – powiedział Bartosz przytulając mnie do siebie. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej i zaciągnęłam zapachem jego perfum. Poczułam jak całuje mnie w czubek głowy i prosi bym nie płakała. – No weź Pola! – odsunął mnie od siebie. – Nie płacz bo ja też zacznę – zaśmiałam się. Bartek wytarł mi policzki i jeszcze raz przyciągnął do siebie. Staliśmy tak trochę. – Mam pytanie.
- Hmm? – zadarłam głowę do góry.
- Możemy wejść do środka. Jest strasznie zimno – zaśmialiśmy się ale weszliśmy do salonu szczelnie zamykając okno na balkon. Odwróciłam się i nigdzie nie widziałam szatyna. Przeszłam przez salon i zauważyłam, że ten siedzi w korytarzu i się ubiera.
- Gdzie idziesz? – spytałam.
- Idziemy – wyszczerzył się. – Ubieraj się i bierz Felka – uśmiechnęłam się. Nie miałam pojęcia co on kombinuje ale podobało mi się. Szybko włożyłam ręce w rękawy bluzy Bartka, założyłam buty, kurtkę, szalik i czapkę podczas gdy Bartek przypinał smycz do obroży Felka. Wyszliśmy z mieszkania i szybkim krokiem kierowaliśmy się do parku. Oczywiście w mniejszej połowie drogi musieliśmy zwolnić bo ja już nie nadążałam i miałam zadyszkę przez co Bartek zaczął się ze mnie śmiać. Śnieg padał coraz gęstszy i jak doszliśmy do parku to pożółkłą trawę pokrywał dywan śniegu.
- Co my tu robimy? Dawaj do domu bo zimno – powiedziałam poprawiając rękawiczki.
- Nie – Bartek nie dawał za wygraną. – To co robimy?
- A co ty chcesz robić? – spytałam kucając i drapiąc po brzuchu Felka. Wtedy Bartek rozprostował ręce, jak małe dzieci kiedy udają samolot, wystawił język i zaczął biegać wokół nas. Felek podłapał pomysł i biegał za Bartkiem a ja zaczęłam się śmiać ale po chwili dołączyłam do nich. Oczywiście biegać nie biegałam ale kręciłam się w kółko. Bawiliśmy i śmialiśmy się przy tym jak małe dzieci. Widziałam jak para staruszków uśmiech się w naszym kierunku, przystanęłam i uśmiechnęłam się do nich oraz pomachałam, odmachali mi. Nieoczekiwanie poczułam jak Bartek łapie mnie pod ręce i unosząc do góry zaczyna obkręcać wokół własnej osi. Oczywiście nie za szybko bo wie jak by to mogło się skończyć. Wygłupialiśmy się tak ponad godzinę dopóki nie poczuliśmy się głodni. – Ej głodna jestem! – powiedziałam gdy siedzieliśmy na zimnej ziemi i poprawiałam sobie czapkę.
- Noo ja też. Zjadłbym … - zamyślił się. – Coś z maka – powiedział w końcu.
- Idziemy? – spytałam. Bartek szybko się podniósł i wyciągnął rękę by mi pomóc. Wzięłam jeszcze smycz Felka i poszliśmy do McDonalda. Jako że z psem nie można było wejść ja zostałam przed drzwiami a Bartek poszedł nam coś zamówić. Niezdrowe żarcie, wiem ale co tam! Najwyżej jutro będę żałować. W końcu przyszedł szatyn i podał mi torrillę i frytki. Obstawiliśmy trochę szczeniakowi i udaliśmy się w drogę powrotną do mieszkania, która zajęła nam jakąś kolejną godzinę. Nie śpieszyło nam się. Nie rozmawialiśmy za dużo ale też nam to nie przeszkadzało. Po drodze weszliśmy jeszcze od cukierni i kupiliśmy trochę ciasta. W końcu dotarliśmy do domu. Rozebraliśmy się i podczas gdy Bartek wycierał mokrego Felka ja poszłam do kuchni zrobić nam kakao i pokroiłam ciasto. Zjedliśmy, wypiliśmy, pośmialiśmy się i w końcu udaliśmy się spać. 


***
Tak jak chciałyście rozdział jest wcześniej ale dodaję go na próbę. Jak nie będzie zainteresowania to wracam do poprzedniego schematu 5, 25. Rozdział sam w sobie mnie się podoba, lekko mi się go pisało. 
Pozdrawiam! 

sobota, 5 lipca 2014

Rozdział 6



Siedziałam sobie w kuchni pijąc herbatę i rozwiązując krzyżówki. Dochodziła godzina czternasta a Bartosz nadal spał. Wczoraj sobie nieźle zabalował wcale mu nie współczuję gdy się obudzi. Piętnaście minut później usłyszałam jak zwłoki Bartka się odezwały głośnym jękiem. Uśmiechnęłam się pod nosem, upiłam łyk herbaty i wpisałam jedno hasło. W końcu zwłoki wywlekły się z łóżka potem poczłapały do łazienki a stamtąd prosto do kuchni.
- Wody – wychrypiał Bartek.
- Stoi na blacie – odpowiedziałam i wpisałam kolejne hasło. Szatyn nawet nie wziął szklanki tylko prosto z gwinta się napił, gdy opróżnił ponad pół butelki odessał się od niej i odstawił na blat w zasięgu swojej ręki. – Boli główka? – spytałam spoglądając na niego.
- Daj spokój – powiedział łapiąc się za głowę. – Dużo wczoraj wypiłem? – spytał i znów się napił.
- Myślałam, że wiesz – uśmiechnęłam się nikle podczas gdy on ciągle miał zamknięte oczy i przytulał się do prawie opróżnionej butelki.
- Straciłem rachubę – wymamrotał.
- Masz – podeszłam do niego i wcisnęłam mu w rękę opakowanie tabletek przeciwbólowych.
- Dzięki! Ratujesz mi życie! – powiedział przyciągając mnie do siebie i całując w czoło. Szybko się od niego odsunęłam i biorąc swoją herbatę i krzyżówkę poszłam do salonu, włączyłam telewizor i przełączyłam na polo TV. Bartek przyszedł do mnie po jakiejś godzinie. Wziął pilot i przełączył na jakiś film.
- Chcesz coś zjeść?
- Nie. Bardziej chce mi się pić. – Przesunął się na kanapie tak, że teraz siedział przodem do mnie. – Mówiłem coś wczoraj? – spojrzałam na niego zdziwiona. – Bo wiesz – podrapał się po głowie – jak jestem pijany to czasami powiem coś głupiego. Dlatego jak cię obraziłem czy coś to możesz mi powiedzieć
- Nie – skłamałam spuszczając wzrok z Bartka na krzyżówkę – coś bełkotałeś ale trudno było cię zrozumieć. – Widziałam, że mi się przyglądał ale nie spojrzałam na niego. Odłożyłam rozwiązaną krzyżówkę na stolik i przyłączyłam się do oglądania jakiegoś filmu. Poczułam jak mały mnie kopie i szybko moja ręka znalazła się na brzuchu, który zaczęłam gładzić. Czułam znów na sobie wzrok Bartosza. Zerknęłam na niego. Nie patrzył na mnie, znaczy na mnie ale głównie na brzuch. Uśmiechnęłam się lekko do niego, odwzajemnił gest i odwrócił głowę.
Bartek był na treningu, nadal źle się czuł ale musiał iść. Była ładna pogoda, trochę wiało ale mimo wszystko postanowiłam iść na spacer. Do powrotu Kurka zostało jakieś dwie godziny zdążę w ten czas wrócić i odgrzać mu obiad. Standardowo postanowiłam iść do parku. Przechodziłam koło lodziarni, kupiłam sobie małego włoskiego loda i poszłam dalej. Przechadzałam się parkowymi alejkami kiedy nagle usłyszałam jakiś znajomy głos. Przystanęłam i rozejrzałam się. Kilka ławek dalej dostrzegłam tą blondynkę, jak jej było? Natalia? Chyba tak! Dostrzegłam Natalię, która siedziała koło Bartka i przymilała się do niego. On natomiast nic sobie z tego nie robił! Zdenerwowałam się. Wszyscy mi w koło powtarzają, że Bartosz nie jest taki, że nie chodziłby z Natalią będąc ze mną! A teraz co widzę?! No dobra nie jesteśmy parą ale będziemy mieć dziecko, sam powiedział to jak był pijany, że zrobił mi dziecko i spierdolił życie czyli, że uznaje ojcostwo. Poza tym przedstawił mnie swoim przyjaciołom i pochwalił się że oczekujemy dziecka. To chyba coś znaczy prawda? Wściekła wyrzuciłam w połowie zjedzonego loda do najbliższego kosza i poszłam do mieszkania.
Zatrzasnęłam za sobą drzwi i ściągnęłam szybko trampki, zostawiłam je gdzieś po środku korytarzyka i poszłam do sypialni. Padłam na łóżko i zaczęłam płakać. W ogóle czemu ja tak reaguję?! Może przyzwyczaiłam się do tego że on po prostu jest zawsze przy mnie? Nie wiem. Wytarłam łzy wierzchem dłoni i podniosłam się. Skierowałam się do łazienki gdzie obmyłam twarz. Do powrotu Bartka zostało około godziny poszłam więc pooglądać telewizję.
- Wróciłem! – usłyszałam ponad godzinę później kiedy stałam nad garnkiem i mieszałam zupę, żeby się nie przypaliła. – Cześć! – powiedział wchodząc do kuchni. – Ooo! Dobrze, jestem strasznie głodny.
- Nałóż sobie ja już jadłam – powiedziałam wrzucając łyżkę do zlewu i wychodząc z pomieszczenia. Wzięłam torebkę i kurtkę. – Wychodzę! – rzuciłam krótko i wyszłam z mieszkania. Szłam ulicami Bełchatowa kiedy na kogoś wpadłam. – Przepraszam! – powiedziałam szybko odwracając się do owej osoby, którą okazała się być Dagmara. – O cześć!
- Cześć! – powiedziała i pocałowała mnie w policzek. – A ty gdzie tak się śpieszysz?
- Wyszłam się przewietrzyć – uśmiechnęłam się. – Mam dość siedzenia w czterech kątach. Można klaustrofobii dostać.
- Faktycznie – roześmiała się.
- A ty skąd wracasz?
- Idę po małego do przedszkola.
- Mogę iść z tobą.
- Ok. – zgodziła się. Dagmara była straszną gadułą. Potrafiła gadać o wszystkim. Właśnie opowiadała mi o swoich chłopakach i jakim to Michał jest cudownym ojcem. Nie przeszkadzało mi to. Lubiłam jej słuchać. Sama nawet nie wiem kiedy minęła nam droga do przedszkola. Czekałam na nich przed bramą, kiedy tylko Oliwier mnie dostrzegł od razu do mnie podbiegł i przytulił.
- Część ciociu!
- Cześć młody! – poczochrałam mu trochę włosy, Dagmara doszła do nas szybko i próbowała naciągnąć na głowę syna czapkę podczas gdy ten mówił, że jest za duży na czapki i próbował się od niej odsunąć. Ostatecznie Mały zgodził się założyć czapkę pod warunkiem, że będzie mógł dłużej pograć na komputerze. Dagmara zaprosiła mnie do siebie na herbatę, skorzystałam. Na razie nie chciałam wracać do mieszkania.
- O! Cześć Pola! – usłyszałam tuż po tym jak weszłam do domu Winiarskich. Obejrzałam się i dostrzegłam Michała z Antosiem na rękach.
- Cześć Michał! – odpowiedziałam i poszłam z Dagmarą do kuchni. Usiadłam przy stole podczas gdy ona wstawiała wodę na herbatę. Po kilku minutach dostałam swój napój.
- Co? Masz już dosyć Bartka w domu? – roześmiał się Michał opierając się o framugę.
- Wyszłam sie tylko przejść, przez przypadek spotkałam Dagmarę. – Kiwnął głową.
- Bo wiesz dzwonił do nas. Martwi się o ciebie. – Uniosłam brwi. Przecież mu mówiłam, że wychodzę. – Mam do niego zadzwonić i powiedzieć, że jesteś u nas?
- Nie, dziękuję. Zaraz i tak wracam.
- A ty co tak się interesujesz co? – spytała męża Daga. – Lepiej idź pomóż Olikowi w lekcjach.
- A już myślałem, że skończyłem szkołę – westchnął ale poszedł na górę do syna. Patrzyłam na Dagę jak odprowadza męża wzrokiem, a gdy jej zniknął szybko przerzuciła go na mnie przy czym jeszcze uniosła brwi.
- O czymś nie wiem? Pokłóciliście się?
- Nie no coś ty! Wszystko porządku – powiedziałam wlepiając wzrok w kubek.
- Na pewno?
- Tak – spojrzałam na nią i dodatkowo uśmiechnęłam się. – No dobra! Chyba nie jest dobrze.
- Co się stało?
- Bartek mnie oszukuje! Dobra może to błacha sprawa ale mimo wszystko… - westchnęłam. – Powiedział, że wróci o piętnastej do domu bo o tej kończy trening, wcześniej poszłam się przejść i spotkałam go w parku z tą blondyną. Akurat wtedy miał mieć trening! Daga! Przecież ja mu nie zabraniam się z nikim spotykać ale mógł mi powiedzieć!
- Spotkał się z Natalią?
- Tak.
- Wiesz o czym rozmawiali?
- Nie, nie słyszałam. Jak ich zobaczyłam to od razu wróciłam do domu. – Dagmara uśmiechnęła się szeroko.
- Ty jesteś o niego zazdrosna!
- Wcale nie!
- I bronisz się! Pola? – ściszyła głos do szeptu. – Czy ty przypadkiem nie kochasz się w nim?
- Nie. Jasne jest przystojny ale nie kocham się w Bartku.
- Tak jest u nas… - usłyszałam i zaraz Michał wszedł do kuchni z telefonem przy uchu. – Spoko. No to do jutra. Bartek – pomachał telefonem tuż po tym jak się rozłączył.
- Chyba czas na mnie – powiedziałam podnosząc się w krzesła. 
- Odwiozę cię - powiedział Michał biorąc swoją kurtkę. Ubrałam się pożegnałam z Dagą i Olikiem i poszłam z Winiarskim do jego samochodu. Droga minęła nam w ciszy, kiedy zaparkował pod blokiem podziękowałam mu i udałam się do mieszkania. Gdy wychodziłam zauważyłam, że firanka w jednym z naszych okien się poruszyła co znaczyło, że Bartek czekał na mnie


****
Jak mija pierwszy tydzień wakacji? Mi super :D. Chcecie, żebym dodawała rozdziały częściej? Jak tak to piszcie :).
Pozdrawiam!