Obudziło mnie coś co lizało moją twarzy. Machnęłam ręką i na
chwile ustało ale zaraz z powrotem zaczęło. Otworzyłam oczy i zauważyłam Felka,
który w końcu przestał i zaczął merdać wesoło ogonkiem. Usłyszałam śmiech i
odwróciłam głowę.
- Mnie też tak obudził. – Westchnęłam i zakryłam się kołdrą. – Ej!
Wstawaj jemu pewnie chce się siusiu, musisz z nim wyjść – powiedział Bartek
zdejmując ze mnie kołdrę.
- A ty nie możesz?
- To twój pies – wypiął mi język. Spojrzałam na Felka i
westchnęłam.
- Dobra – podniosłam się powoli i zabierając ubrania poszłam do
łazienki się ogarnąć. Wyszłam po piętnastu minutach. Bartek już wstał i robił
śniadanie. Ubrałam się, wzięłam smycz i przypięłam ją do obroży i wyszłam przed
blok. Połaziłam z Felkiem jakieś dwadzieścia minut podczas, których on załatwił
swoje potrzeby i wróciliśmy do mieszkania. Zjedliśmy śniadanie i Bartek zaczął
szykować się na trening. Ja siedziałam na kanapie w salonie i przeglądałam
nadal tą książeczkę. Felek leżał u mnie na kolanach i spał. Trochę to było
dziwne bo szczeniaki chyba zawsze rozpierała energia a ten cały czas spał.
- To ja idę – powiedział Bartek wchodząc do salonu, pocałował mnie
w policzek i pogłaskał psa i szybko wyszedł. Nadal tego nie zrozumiem. Zawsze
całuje mnie w policzek jak wychodzi i jak przychodzi a potem udaje, że nic się
nie stało. Chciałabym o tym z nim pogadać ale kompletnie nie wiem jak zacząć
ale z drugiej strony podoba mi się to i boję się że jak coś powiem to
przestanie. Westchnęłam i pogłaskałam Felka odkładając na chwile książeczkę.
- Oj Felek, Felek. A tobie jakie imię się podoba co? – podniosłam
go na wysokość oczu, ten tylko leniwie otworzył oczy zamrugał i ponownie je
zamknął. – Dzięki wielkie! Ale pomogłeś! – zaśmiałam się i odłożyłam go na
kanapę. Wstałam i wzięłam kartkę i zaczęłam wypisywać imiona, które mi się
podobały. Pokarzę Bartkowi może on prędzej wybierze.
Około godziny piętnastej zadzwonił dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się
trochę bo Bartek wziął swoje klucze. Wytarłam ręce i wyszłam z kuchni.
Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazała się …
- Bartka nie ma – powiedziałam szybko i już chciałam zamknąć drzwi
przed nosem blondyny kiedy ta wparowała mi do mieszkania, a potem szybko do
kuchni. Wkurzona lekko zamknęłam drzwi i poszłam za nią. – Mówiłam już że
Bartka nie ma. Proszę wrócić jak przyjdzie albo umówić się z nim telefonicznie!
- Ja do ciebie – powiedziała podrzucając jabłko, które wzięła z
miski ze stołu. Uniosłam wysoko brwi ze zdziwienia.
- Myślę, że nie mam z panią żadnych tematów do rozmów.
- Owszem masz dziewczynko. Bartek – powiedziała mrużąc gniewnie
oczy. Odłożyła jabłko byle jak na stół i oparła się o niego.
- Słucham?
- Odebrałaś mi chłopaka! Nie myśl sobie, że ujdzie ci to płazem!
- Nie rozumiem o co pani chodzi!
- Hahahha! Nie udawaj, że nie rozumiesz! Złapałaś go na dziecko
ale jak tylko ono się urodzi Bartek zobaczy jakim był idiotą kiedy pozwolił ci
tu zamieszkać. Myślisz, że w testach nie wyjdzie kto jest ojcem tego bachora?!
No! Ale chociaż pomieszkasz sobie ze sławnym siatkarzem przez kilka miesięcy.
Wiesz powiem ci – dobry plan! Ale nie na dłuższą metę. Nie do końca wszystko
obmyśliłaś. Jesteś jeszcze zbyt głupiutka, mała dziwko! – powiedziała.
Zaczynało się we mnie gotować. Idiotka! Już jej miałam coś powiedzieć ale
usłyszałam, że drzwi się otwierają. Blondyna wcisnęła mi szybko coś do ręki. –
No i mam nadzieję, że maluszek się dobrze rozwija – uśmiechnęła się do mnie i
dotknęła brzucha. Wtedy też do kuchni wszedł Bartek.
- O! Natalia! A co ty tutaj robisz?
- A wiesz! Byłam w galerii i przechodziłam koło sklepu dziecięcego,
zauważyłam śliczne śpioszki i musiałam je kupić. – Patrzyłam i nie dowierzałam
jaką ona z siebie idiotkę robi przed Bartkiem. Zajrzałam do torebki, którą
wcisnęła mi wcześniej i wyjęłam z niej zielony śpioszek.
- Dziękujemy! – powiedział Bartosz znajdując się szybko koło mnie.
– Może zostaniesz na obiad?
- Nie dzięki ja tak tylko na chwilę wpadłam. Nie chcę robić
kłopotu – powiedziała szybko.
- Oj daj spokój nie robisz kłopotu. Prawda Pola? – szatyn spojrzał
na mnie.
- Tak. – kiwnęłam szybko głową i wyszłam z kuchni. Udałam się do
sypialni i odłożyłam torebkę na łóżko. Wredna małpa! Wzięłam kilka głębszych
wdechów i wyszłam z sypialni. Felek, który się z niej znajdował poszedł razem
ze mną kiedy tylko zobaczył blondynkę od razu zaczął na nią szczekać i warczeć.
Odwrócona do nich tyłem uśmiechnęłam się pod nosem. Widać to prawda co mówią –
psy znają się na ludziach.
- Ooo! Macie szczeniaczka! – Natalia wyciągnęła rękę zakończoną
sztucznymi paznokciami i milionem pierścionków na palcach i chciała pogłaskać
Felka ale ten jeszcze bardziej zaczął na nią szczekać.
- Felek! Uspokój się! – Bartek krzyknął na psa ale ten nic sobie z
tego nie robił. Po chwili rozdzwonił się telefon blondyny. Odebrała i oznajmiła
nam, że może kiedy indziej wpadnie na obiad bo wzywają ją szybko do pracy.
Pożegnała się i wyszła. Kiedy tylko drzwi za nią się zamknęły Felek od razu się
uspokoił. – Dziwny ten pies – zaśmiał się Bartek siadając przy stole.
Spojrzałam na Felka, który przekręcił łepek na prawą stronę i zaczął merdać ogonkiem.
- Wcale nie – uśmiechnęłam się do niego. – Zna się na ludziach –
dodałam ciszej i zaczęłam nakładać Kurkowi obiad.
- Co? -spytał.
- Nic. Mówię tylko, że psy znają się na ludziach – postawiłam
przed nim talerz z jedzeniem.
- Noo podobno tak – powiedział i zaczął jeść.
Dwa ostatnie tygodnie listopada bardzo szybko zleciały. Natalia
przyszła do mnie jeszcze raz ale były u mnie akurat Dagmara z Pauliną i znów
udawała miłą. Nie powiedziałam ani dziewczynom ani Bartkowi o tym co mi wtedy
powiedziała. Kurek uważał, że to wspaniała dziewczyna i to cudownie, że mimo iż
zerwali nadal się przyjaźnią i mają taki dobry kontakt. Kiedy tylko zaczynał
się temat „Natalia” pozwalałam się mu wygadać a sama nic nie mówiłam, czasami w
ogóle się wyłączałam i nie słuchałam go.
Nastał grudzień, za kilka dni święta a ja nie mam zielonego
pojęcia co kupić Bartkowi. Dziś rano zadzwoniła do mnie Dagmara i powiedziała,
że wybiera się z Pauliną na zakupy i czy nie dołączę do nich. Bartek miał wolne
od treningu więc został z Felkiem a ja poszłam z dziewczynami do galerii gdzie
spędziłyśmy prawie połowę dnia. Kupiłam Bartkowi nowy zegarek bo ten co miał
niechcący popsułam. Właśnie miałam iść do kasy zapłacić za niego ale ktoś mnie
zaczepił. Oczywiście nie był to nikt inny jak Natalia. Rozejrzałam się szybko w
poszukiwaniu dziewczyn niestety nigdzie ich nie widziałam.
- Co się tak rozglądasz? – spytała mocno trzymając moje ramię.
Dobrze, że pozbyła się tych pazurów.
- Nic a co cię to obchodzi? Możesz przestać mnie nachodzić! Nie
mam ochoty z tobą rozmawiać! – powiedziałam rozeźlona.
- Pff! Wcale cię nie nachodzę! Chciałam się tylko dowiedzieć kiedy
masz termin porodu i czy już szukasz sobie jakiegoś mieszkania.
- Po pierwsze – nie powinno cię do obchodzić, a po drugie – nie i
nie mam zamiaru! A teraz przepraszam ale bardzo się śpieszę. A! I jeszcze jedno
nie życzę sobie, żebyś do nas przychodziła zrozumiano? – patrzyłam na nią spod
byka a ta tylko się idiotycznie uśmiechnęła.
- Słonko, to mieszkanie Bartusia nie twoje. Niedługo nawet i moje
więc mogę sobie tam przychodzić kiedy mi się podoba, zrozumiano!
- Daj sobie spokój! Bartek już do ciebie nie wróci pogódź się z
tym! – powiedziałam nieco głośniej niż bym chciała. Blondynka spojrzała na mnie
gniewnie.
- Jeszcze zobaczymy! Wyrzucę cie z tego mieszkania choćby nie wiem
co! – powiedziała. Odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem wyszła ze sklepu.
Odprowadzałam ją wzrokiem dopóki nie wyszła ze sklepu. Wzięłam trzy głębokie
wdechy na uspokojenie się i skierowałam się do kasy żeby zapłacić za prezent.
Wyszłam ze sklepu i od razu wpadłam na dziewczyny. Pochodziłyśmy jeszcze trochę
po sklepach potem poszłyśmy na kawę i ciasto i wróciłyśmy do domu.
- Już jestem! – krzyknęłam gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi.
- Coś długo czasu zajęły ci te zakupy. Co mi kupiłaś? – odkrzyknął
Bartosz z salonu.
- Nie powiem! – roześmiałam się zawieszając kurtkę na haczyk.
Zaczęłam ściągać buty kiedy w korytarzu pojawił się szatyn.
- No weź! – powiedział.
- Nie! Wiesz co, możesz mi zrobić herbaty.- Uśmiechnęłam się do
niego ten popatrzył na mnie ale zrezygnowany poszedł do kuchni wstawić wodę. Ja
w tym czasie poszłam szybko do sypialni i zaczęłam szukać miejsca gdzie mogę
schować prezent. Gdzie Bartek w ogóle nie zagląda? No tak łóżko! Szybko
schyliłam się i wsunęłam torebkę jak najdalej mogłam, wtedy dostrzegłam jakieś
wielkie pudełko, kompletnie zakurzone. Wyciągnęłam je i przyjrzałam się
dokładniej po czym omal nie wybuchnęłam śmiechem. Opanowałam się i szybko
powędrowałam do kuchni chowając ową rzecz za siebie. – Mam do ciebie pytanie.
- Hmm? – odwrócił się do mnie zaciekawiony.
- Co to jest? – zaczęłam się śmiać wyciągając rzecz zza pleców.
Bartek otworzył szeroko oczy ze zdumienia.
- Skąd to masz?***
Witam z nowym rozdziałem :D. Dziękuję za tyle komentarzy pod ostatnim postem :D! Mam nadzieję, że się podobał. Wy czytajcie a ja spadam czytać Gwiazd naszych wina.
Pozdrawiam!